Siergiej Szojgu stwierdził, że Ukraina planuje zaatakować Krym rakietami HIMARS i Storm Shadow. Jak podkreślił rosyjski minister obrony, to oznaczałoby pełne zaangażowanie Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii w konflikt.

Według naszych informacji dowództwo Sił Zbrojnych Ukrainy planuje uderzyć na terytorium Federacji Rosyjskiej, w tym na Krym, rakietami HIMARS i Storm Shadow - powiedział Szojgu.

Minister podkreślił, że użycie tych pocisków poza strefą specjalnej operacji wojskowej (jak rosyjska propaganda nazywa inwazję na Ukrainę) wiązałoby się z natychmiastowymi uderzeniami w ośrodki decyzyjne w Ukrainie i oznaczałoby pełne zaangażowanie w konflikt Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. HIMARS-y są bowiem produkcji amerykańskiej, a Storm Shadow - brytyjskiej.

Półwysep Krymski został zaanektowany przez Rosję w marcu 2014 roku w wyniku interwencji zbrojnej i nielegalnego referendum. Ukraina i Zachód uznały te działania Kremla za pogwałcenie prawa międzynarodowego.

Mieszkańcy anektowanego Krymu powoływani do rosyjskiej armii

Ukraińska działaczka Olha Skrypnyk, cytowana przez agencję Ukrinform, poinformowała, że po aneksji Krymu przez Rosję dokonanej w 2014 roku w kolejnych latach ponad 40 tys. mieszkańców półwyspu zostało powołanych do armii rosyjskiej.

Szefowa Krymskiej Grupy Obrony Praw Człowieka podkreśliła, że nie chodzi o służbę kontraktową, ale obowiązkową służbę wojskową, której "nie można w zasadzie uniknąć, bo grozi za to odpowiedzialność karna". Kary wahają się od grzywny do dwóch lat pozbawienia wolności i nawet jeśli ktoś został ukarany, to i tak musi odbyć służbę, i tak zostanie powołany - tłumaczyła Skrypnyk.

Jak dodała, rosyjski pobór obejmował najpierw około 6 tys. mężczyzn rocznie. Od 2022 roku Rosja zaczęła ukrywać liczbę powołanych mieszkańców Krymu i w zeszłym roku prawdopodobnie powołano ich więcej - mówiła działaczka.

Wskazała, że mieszkańców okupowanego Krymu objęła również mobilizacja na wojnę z Ukrainą ogłoszona przez Kreml jesienią 2022 roku.

We wrześniu zeszłego roku z powodu tego dekretu wielu mieszkańców Krymu próbowało wyjechać z półwyspu, by uniknąć mobilizacji. Część z nich zdołała wyjechać, ale część nie - powiedziała Skrypnyk. Jak opisywała, ludzie, którzy zostali na półwyspie, kontaktowali się z obrońcami praw człowieka.

Wielu zmienia miejsce zamieszkania, nie odpowiada na telefony z komisji uzupełnień i robi wszystko, co możliwe, by nie trafić do armii rosyjskiej - powiedziała szefowa Krymskiej Grupy Obrony Praw Człowieka.