​Premier Węgier Viktor Orban oskarżył Brukselę o to, że jej polityka doprowadziła do wzrostu cen energii. Węgierski przywódca oczywiście ponownie pominął udział w Rosji w manipulowaniu dostawami surowców takich jak gaz. Orban podkreślił także, że jeśli Budapeszt nie otrzyma środków z UE, to pozyska pieniądze "z innych źródeł".

Podczas przemówienia w parlamencie Viktor Orban ponownie oskarżył Unię Europejską o obecną sytuację gospodarką. Obecne wysokie ceny energii nie są spowodowane procesami gospodarczymi, ale wyraźnie wynikają z sankcji, za które odpowiadają decyzje polityczne w Brukseli - powiedział.

Stwierdził, że w czerwcu "na porządku dziennym" Unia Europejska zaczęła nakładać sankcje na ropę i gaz ziemny (co nie jest prawdą i wytłumaczymy to w dalszej części artykułu - red.).

W wyniku sankcji narody Europy zubożały, a Rosja nie padła na kolana. Broń wystrzeliła, ale to Europa strzeliła sobie w stopę - mówił.

Obecnie kraje europejskie płacą karne premie za ropę, gaz ziemny i prąd - stwierdził. Podkreślił, że wpływa to także na ceny żywności. Stwierdził, że gdyby nie sankcje, to inflacja byłaby niższa "co najmniej o połowę".

Stwierdził, że w związku z polityką banków centralnych, które w celu walki z inflacją podnoszą stopy procentowe, "gospodarce światowej grozi recesja, a gospodarce europejskiej - upadek".

Orban podkreślił, że w kraju konieczne są inwestycje w energetykę i zapewnił, że jeśli UE nie zapewni niezbędnych środków, to "kwotę pozyskamy z innych źródeł".

Orban zapomina o energetycznych manipulacjach Rosji

Premier Węgier od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę próbuje lawirować między Moskwą, a Kijowem. Państwowe media przekonują, że za konfliktem stoją tak naprawdę Stany Zjednoczone, a sam Orban wielokrotnie sprzeciwiał się sankcjom, zwłaszcza wymierzonym w energetykę.

Problem polega na tym, że nie ma żadnych antyenergetycznych sankcji "na porządku dziennym". Jak wylicza węgierski portal ekonomiczny Portfolio, z siedmiu unijnych pakietów tylko dwa dotyczyły rosyjskich nośników energii. Od sierpnia zabroniony jest import rosyjskiego węgla, a w grudniu wejdą w życie niepełne sankcje na rosyjską ropę i produkty rafineryjne. W związku z tymi ostatnimi ograniczeniami wyłączenia uzyskały Węgry, Czechy i Słowacja, które będą mogły pozyskiwać surowiec z rurociągu Przyjaźń.

Orban bardzo wygodnie pomija także kwestię tego, że Gazprom już od końca 2021 roku manipulował dostawami gazu. Po wybuchu wojny odciął kilka krajów od surowca, a w innych przypadkach (np. Nord Stream 1) redukował dostawy, powołując się na problemy techniczne związane z wymianą turbiny.

Warto też podkreślić, że polityka sankcji nie uległa zmianie, a mimo to w ostatnim czasie mamy do czynienia ze sporymi spadkami cen gazu.