Sąd w Ołomuńcu zwolnił z więzienia Polaka, właściciela sieci sklepów z dopalaczami w Czechach. W listopadzie Artur K. został skazany na dwa lata więzienia za propagowanie narkomanii. Sąd wyższej instancji dopatrzył się jednak błędów procesowych.

Werdykt sądu w Ołomuńcu zapadł na zamkniętej rozprawie jeszcze przed świętami. Opinię publiczną powiadomiono o nim jednak dopiero teraz. Informację o zwolnieniu Polaka z więzienia potwierdził obrońca oskarżonego. Dodał, że jego klient spędził Boże Narodzenie już w domu.

Sprawa trafiła do sądu wyższej instancji na wniosek skazanego. Arturowi K. za propagowanie narkomanii groziło nawet pięć lat więzienia. Oskarżenie argumentowało, że dopalacze sprzedawane w sklepach Artura K. jako "przedmioty kolekcjonerskie" to w rzeczywistości syntetyczne narkotyki. Potwierdzili to biegli. Porównywali działanie badanych substancji do marihuany, ecstasy czy amfetaminy. Dodatkowym argumentem prokuratury była agresywna kampania reklamowa, którą sieć sklepów przeprowadziła w Czechach.

Chodziło o pokazową karę?

25-letni Polak twierdził przed sądem, że oferował wyłącznie przedmioty kolekcjonerskie, nieprzeznaczone do spożycia. Zdaniem jego obrońcy, w przypadku Artura K. chodziło o pokazową karę. Prawnik podkreślał, że mężczyzna nie jest jedyną osobą sprzedającą w Czechach podobne produkty.

W kwietniu 2011 roku w Czechach wprowadzono zakaz sprzedaży dopalaczy. Znowelizowana ustawa o substancjach uzależniających zabrania dystrybucji 33 syntetycznych związków, których działanie jest podobne do wpływu narkotyków naturalnych na organizm.

Czeski parlament uchwalił zakaz sprzedaży dopalaczy w trybie przyspieszonym ze względu na coraz większą liczbę sklepów z tymi substancjami w Czechach. Wiele firm sprzedających dopalacze trafiło do Czech z Polski, gdzie zostały zdelegalizowane jesienią 2010 roku. Klienci tych sklepów również często przybywali z Polski. Sklepy z dopalaczami najpierw pojawiły się na czesko-polskim pograniczu, a później w całych Czechach.