Rosyjska grupa desantowa otoczyła gazową stację rozdzielczą w miejscowości Striłkowe na Mierzei Arabackiej. Ta wieś znajduje się na granicy między Autonomiczną Republiką Krymu a obwodem chersońskim na południu Ukrainy.

Według relacji mediów rosyjscy żołnierze, którzy zostali zrzuceni z czterech helikopterów, opanowali także platformę gazową nieopodal wsi Szczasływcewe. Zarówno platforma, jak i stacja są własnością spółki energetycznej Czornomornaftohaz, którą samozwańcze władze Krymu są gotowe sprywatyzować i odsprzedać.

Ukraińskie ministerstwo obrony oświadczyło, że dzięki jego wysiłkom siły rosyjskie nie zdołały przedostać się na teren obwodu chersońskiego. Rosjanie wyjaśnili, iż celem ich operacji jest "obrona stacji gazowej przed możliwym atakiem terrorystycznym".

W niedzielę na Krymie odbędzie się referendum, w którym postawione zostaną dwa pytania: "Czy jesteś za ponownym zjednoczeniem Krymu z Rosją na prawach podmiotu FR?" oraz "Czy jesteś za przywróceniem obowiązywania konstytucji Republiki Krymu z 1992 roku i za statusem Krymu jako części Ukrainy?". Ani władze w Kijowie, ani UE nie uznają legalności tego głosowania.

Na Krym przyleciało kilkudziesięciu "niezależnych obserwatorów" z Europy, którzy mają obserwować jutrzejsze referendum. Te misje zorganizował Mateusz Piskorski, były poseł Samoobrony, oskarżany w Polsce o bycie rosyjskim agentem wpływu. Wśród obserwatorów jest m.in. węgierski działacz Jobbiku, partii oskarżanej o skrajny nacjonalizm i antysemityzm.