Ministerstwo Spraw Zagranicznych apeluje, żeby Polacy opuścili teren Obwodu Donieckiego i Ługańskiego na Ukrainie i wstrzymali się z wyjazdami do Odessy. Ma to związek z ostatnimi wydarzeniami w tamtym rejonie. Po zamieszkach i pożarze w Odessie, gdzie doszło do brutalnych starć między zwolennikami jedności tego kraju a prorosyjskimi separatystami, zginęło ponad 40 osób.

"Ze względu na nieprzewidywalność dalszego rozwoju sytuacji bezpieczeństwa osoby już przebywające w tych regionach powinny zachować szczególną ostrożność" - podało MSZ w swoim komunikacie. 

Resort podkreślił także, że w dalszym ciągu aktualne są ostrzeżenia dla podróżujących dot. wyjazdów do Obwodów Charkowskiego, Dniepropietrowskiego i Zaporoskiego.

Wydane ostrzeżenie ma związek z ostatnimi wydarzeniami w tamtych rejonach Ukrainy. Wczoraj w Odessie doszło do starć, gdy kilkuset prorosyjskich demonstrantów, w kaskach i uzbrojonych w pałki i broń palną, zaatakowało idący przez centrum miasta pochód złożony z ok. 1500 zwolenników władz w Kijowie. Dominowali wśród nich kibice klubów piłkarskich z Odessy i Charkowa.

W czasie walk rzucano płytami chodnikowymi, koktajlami Mołotowa i ładunkami wybuchowymi. Kibice spalili miasteczko namiotowe zwolenników separatyzmu na placu Kulikowe Pole, a następnie ruszyli na siedzibę związków zawodowych, w którym znajdował się sztab ruchów prorosyjskich. Budynek podpalono. W środku znaleziono 36 ciał.

"Kijów prowokuje rozlew krwi"

Dziś przed południem rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że "Kijów i jego zachodni sponsorzy praktycznie prowokują rozlew krwi i to na nich spoczywa z tego powodu odpowiedzialność ".

Pieskow przekazał również, że prezydent Władimir Putin jest skrajnie zaniepokojony rozwojem sytuacji na Ukrainie i jej postrzeganiem przez niektóre kraje.

(abs)