Stan polskiego oficera, który razem z innymi obserwatorami OBWE był przetrzymywany w Słowiańsku jest "tak dobry, jak może być po kilku dniach izolacji" - przekazał wiceszef MON Robert Kupiecki. Major Krzysztof Kobielski w nocy przyleciał do kraju. Pozostali obserwatorzy OBWE przylecieli późnym wieczorem do Berlina.

Po Polaka do Kijowa wyleciał polski samolot wojskowy, który przywiózł go do kraju. Jak zapowiadał wcześniej wiceszef MON Robert Kupiecki, polski oficer w pierwszej kolejności spotka się z rodziną. Nie zdziwiłbym się natomiast, gdyby pierwsze, co zrobi w poniedziałek minister Tomasz Siemoniak, było spotkanie z tym oficerem - powiedział Kupiecki dziennikarzom, przed przylotem oficera do kraju.

Kupiecki podkreślił, że takie porwanie nigdy nie powinno było mieć miejsca. Porwani zostali przedstawiciele społeczności międzynarodowej, chronieni immunitetami dyplomatycznymi, wykonywali misję w imię międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa. Porwania to nie jest sposób walki politycznej, niezależnie od motywacji porywaczy. Wielokrotnie podkreślali to przedstawiciele władz Polski i innych krajów, jednoznacznie potępiając takie działania - zaznaczył.

"Czuliśmy zagrożenie"

Nie byliśmy źle traktowani, choć było wiele momentów, w których czuliśmy zagrożenie - powiedział wczoraj po uwolnieniu mjr Krzysztof Kobielski.

Misja OBWE na Ukrainie została zatrzymana 25 kwietnia. Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski, komentując zwolnienie obserwatorów stwierdził, że nie powinni być pojmani, bo byli obserwatorami międzynarodowymi, wykonującymi swoje oficjalne obowiązki.

To pokazuje, że terroryści sponsorowani przez Rosję nie respektują reguł międzynarodowych. Dobrze, że chociaż teraz zarówno międzynarodowych obserwatorów, jak i towarzyszących im Ukraińców zwolnili - powiedział Sikorski.

Zatrzymani ponad tydzień temu obserwatorzy zostali uwolnieni wczoraj. Jak podkreśliło ukraińskie MSZ, stało się to dzięki wspólnym wysiłkom władz w Kijowie, OBWE i Rosji.

(abs)