Abu Omar al-Sziszani, jeden z przywódców Państwa Islamskiego, który miał zginąć 4 marca w Syrii podczas nalotu koalicji pod wodzą USA w pobliżu miasta al-Szadad, jest ciężko ranny, ale nie stracił życia – podało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka.
Zgodnie z wcześniejszymi doniesieniami, które zostały potwierdzone przez Pentagon, wywodzący się z Gruzji Czeczen - Abu Omar al-Sziszani, który przebywał w czasie nalotu 4 marca w mieście al-Szadadi, miał zginąć wraz z dwunastoma innymi liderami dżihadystów.
Zdaniem szefa Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka, Abdela Rahmanego,"Omar Czeczen", czyli Tarchan Batiraszwili, jak zapisano w jego gruzińskim paszporcie, nie zginął podczas bombardowań. Śmierć ponieśli jedynie członkowie ochrony. Dżihadysta, sprawujący w Państwie Islamskim funkcję ministra wojny został natomiast ciężko ranny.
Przewieziono go z północno-wschodniej Syrii do prowincji (muhafazy) Ar-Rakka, gdzie zajmują się nim związani z IS europejscy lekarze - ujawnił Rahmane.
Ojciec "Omara Czeczena" Tajmuraz Batiraszwili powiedział rosyjskiej agencji Interfaks, że nie jest w stanie potwierdzić zgonu. Ogłaszają śmierć mojego syna przynajmniej raz na miesiąc - zaznaczył.
Likwidacja "Omara Czeczena" byłaby dotkliwym ciosem dla Państwa Islamskiego - zaznacza agencja AFP.
Stany Zjednoczone wyznaczyły nagrodę w wysokości do 5 milionów dolarów za wszelkie informacje o nim - przypomina agencja Reutera.
(j.)