Stany Zjednoczone przegrupowują swoje siły w rejonie Morza Śródziemnego i przygotowują się do kolejnego ataku. Z bazy marynarki wojennej w Tulonie wypłynął francuski atomowy lotniskowiec "Charles de Gaulle", który zmierza w kierunku wybrzeży Libii. Do sił koalicji mogą w każdej chwili dołączyć Włosi.

Przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA, admirał Mike Mullen poinformował, że do operacji przyłączą się także siły państw arabskich. Do Pentagonu spływają kolejne deklaracje wsparcia koalicji. Admirał Mike Mullen powiedział, że operacja przebiega zgodnie z planem. Amerykanie analizują też dane z samolotów zwiadowczych. Wiadomo, że rakiety wycelowano w 22 strategiczne obiekty. Pociski trafiły w 20 z nich.

Pentagon z niepokojem przyjął informacje o tym, że libijski rząd rozpoczął masowe wydawanie broni. Ponad milion cywilów ma zostać uzbrojonych. Przeciwko siłom koalicji mają stanąć też kobiety. To prowokacja - mówią amerykańscy dowódcy.

Według wojskowych jakakolwiek broń, którą otrzymają cywile nie ma szans w starciu z amerykańskimi pociskami czy samolotami, które latają nad Libią. Wydawanie broni osobom nieprzeszkolonym w jej obsłudze może zakończyć się tragicznie. Może dojść do jeszcze większych walk między zwolennikami i przeciwnikami dyktatora.

Strona amerykańska podejrzewa, że Kadafii chce by uzbrojeni cywile byli w pobliżu strategicznych obiektów. Chce użyć ich jako żywej choć uzbrojonej tarczy.