Żadne z państw członkowskich NATO nie przerwało tak zwanej "procedury milczenia". To oznacza, że w ciągu kilku godzin Sojusz przejmuje dowodzenie nad operacją w Libii - informuje korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon. Tym samym to koniec "Świtu Odysei", a początek natowskiej misji "United Protector", czyli "Zjednoczony Obrońca".

Wszystkie siły militarne poszczególnych krajów, które działają w strefie Libii prawdopodobnie jeszcze dziś przejdą pod dowództwo NATO. Na czele operacji stanie kanadyjski generał Charles Bouchard.

Poza tym, że kontrolę nad operacją przejmie zintegrowane dowództwo NATO, zmienią się także zasady użycia broni. Będą to zasady natowskie i natowska interpretacja rezolucji ONZ. Dyplomaci Sojuszu przypominają, że rezolucja nie mówi komu trzeba pomagać, mówi jedynie, że trzeba chronić ludność cywilną. Do tej pory Francuzi bombardowali wyłącznie siły Kaddafiego i skupiali się na pomocy rebeliantom.

Teraz NATO, przestrzegając postanowień rezolucji, będzie mogło używać siły wobec każdego, kto naruszy zakaz lotów, a więc nawet wobec powstańców. Użycie siły zostanie jednak nieco ograniczone.

Zakaz lotów oznacza zmuszenie do lądowania, a nie od razu zniszczenie i zabicie - tłumaczył jeden z natowskich dyplomatów. Tymczasem Francuzi zestrzelili np. samolot, który podchodził do lądowania. Amerykanie zbombardowali natomiast część stacjonarnej obrony przeciwlotniczej.

NATO będzie mogło strzelać do celów naziemnych, ale tylko, gdy baterie lub wojska są w szyku bojowym i zagrażają ludności cywilnej. Do operacji pod flagą NATO włączy się także więcej krajów. Udział weźmie w niej 11 państw Sojuszu, kilka krajów arabskich oraz państwa partnerskie jak np. Macedonia.