"Działania NATO w Libii są zbyt nieśmiałe, większość członków Sojuszu wspiera operację zbrojną tylko słowami." Tak francuska prasa komentuje apel Paryża i Londynu o większe zaangażowanie pozostałych członków Sojuszu - głównie Stanów Zjednoczonych - w interwencję przeciwko reżimowi Kaddafiego.

Patowa sytuacja w Libii i kłótnie w koalicji - taki jest według paryskich komentatorów bilans trwającej już od prawie miesiąca operacji zbrojnej. "Sarkozy chciał wojny, niech sobie teraz radzi" - mówią nieoficjalnie amerykańscy dyplomaci. NATO chciało dowodzić, powinno więc teraz zarządzić więcej nalotów - odpowiada szef francuskiej dyplomacji Alain Juppé.

Dodaje, że w bombardowaniach uczestnicy blisko 30 francuskich samolotów, 10 brytyjskich, a udział pozostałych członków Sojuszu jest dużo mniejszy. Francuskie media dziwią się też, że NATO woli zmuszać myśliwce Kaddafiego do lądowania, zamiast je atakować.