Odnaleziony starosta zgorzelecki Mariusz Tureniec, którego wraz z kierowcą i autem porwała fala powodziowa, ma się dobrze i w szpitalu wraca do zdrowia. Akcja ratunkowa z powodu trudnych warunków trwała trzy godziny. Wyczerpani mężczyźni trafili do szpitala. "Tam było o włos od śmierci i to kilkukrotnie" - mówił Mariusz Tureniec w rozmowie z reporterem RMF FM Piotrem Glinkowskim.

Mariusz Tureniec: Na wysokości zbiornika wodnego Witki okazało się, że woda przelała się przez wał i ta fala uderzyła w nasz samochód i go wywróciło. Odruchowo próbowałem otworzyć drzwi, ale to oczywiście było nie realne przy takim naporze wody. Wytłukliśmy szybę, cudem wyszliśmy z tego samochodu, bo już cały był zatopiony. Wir rzucił nas do lasu. Tam trzymając się drzew, przeczekaliśmy jeszcze kolejną falę uderzeniową. Na szczęście ratownicy z Jeleniej Góry i Wrocławia przeprowadzili bardzo sprawną akcję i za to im dziękujemy.

Piotr Glinkowski: Pojawiały się nawet takie doniesienia, że pan zginął. Pewnie pan o tym słyszał...

Mariusz Tureniec: To bardzo prawdopodobne. Tam było o włos od śmierci i to kilkukrotnie.

Piotr Glinkowski: A jak się pan czuje?

Mariusz Tureniec: Czuję się w miarę dobrze. Mam chrypę, bo krzyczeliśmy bardzo głośno, wzywaliśmy pomoc.

Piotr Glinkowski: Co czuje człowiek, który otarł się o śmierć?

Mariusz Tureniec: Czuje, że rozpoczął nowe życie i zastanawia się, jak ono ma wyglądać. Tam, w tym lesie, też miałem bardzo dużo czasu na przemyślenia. Myślałem o różnych rzeczach, o swoim życiu też bardzo intensywnie, żeby nie myśleć o tym, jak jest mi zimno i jak mnie bolą kończyny.