To potężne pęknięcia na kilka metrów, tak jakby ktoś nożem pokroił grunt. Tej góry tu nie było, to zjechał na mnie dom sąsiada - kilometr z góry. Tracimy wszystko, nic tu już nie mamy - mówią mieszkańcy wsi Kłodne koło Limanowej w Małopolsce. Tam od wczoraj osuwa się ziemia. Swoje domy opuściło już prawie 500 osób.

Pod naporem zwałów gruntu i kamieni zniszczone zostały 24 domy, kilkanaście kolejnych zostało uszkodzonych. Ewakuowano ludzi z ponad setki budynków. Geolodzy oceniają osuwisko na 100 hektarów - kilometr długości.

Mieszkańcy Kłodnego w ciągu zaledwie kilku minut stracili wszystko, co mieli. Opuszczali swoje domy w pośpiechu, ratując życie. W nocy wyskakiwali przez okna w tym w czym spali, by nie zostać zasypanym we własnym domu.

Ewakuowanych umieszczono w tamtejszej szkole. Ale w nocy znów musieli uciekać. Okazało się, że ściany placówki zaczęły pękać. Już położyliśmy się spać, a tu nagle ściany zaczęły trzeszczeć. Panika. Najpierw wszystko zwozili pod szkołę, maszyny, a przed północą wywozili z powrotem - opowiada jeden z ewakuowanych.

Ostatecznie kilkadziesiąt osób znalazło schronienie w szkole w pobliskiej Męcinie. Tam nocować będą matki z dziećmi, mężczyźni wrócili, by ratować co się da. Pozostali mieszkańcy zagrożonych domów z niepokojem patrzą na zbocze góry; są spakowani i czekają na sygnał, kiedy będą musieli uciekać.

Tracimy wszystko. Nic tu już nie mamy. Czekamy na decyzję, na konkretną decyzję. Czy nas przesiedlą - cała wieś - i dadzą nam domy zastępcze? To, co obiecuje nam rząd… Za 100 tysięcy to ja już zdrowia nie mam. To niewyobrażalne - mówi jedna z mieszkanek, bojąca się, że Kłodne może zniknąć z mapy Małopolski.