Woda nie podnosi się już w Dobrzykowie. Woda z potężnego rozlewiska wraca wprawdzie do koryta Wisły, jednak wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie i nie spada. Wszystko dlatego, że wciąż wielkie ilości wody wpływają na te tereny przez przerwany wał w górze rzeki. Wojewoda mazowiecki wystąpił już o 5 milionów złotych dla 3 zalanych gmin.

Prace nad załataniem wyrwy na pewno będą trwały przez całą noc. Dziura w wale w Dobrzykowie ma już około 100 metrów. Niestety poziom rozlewiska nie zmniejsza się. Przy umacnianiu ziemnego wału, który chroni przed zalaniem kolejne miejscowości, wciąż pracuje kilkaset osób. Strasznie trudne zadanie przed nami. Czeka nas kolejna noc walki o każdy - dosłownie - metr tego wału i równocześnie o każdy metr poszerzenia tej wyrwy, żeby zwiększyć przepływ wody - mówi wojewoda mazowiecki.

Decyzję, czy znów użyć saperów do powiększenia wyrwy ma podjąć wojewódzki sztab kryzysowy. Jeśli trzeba będzie jeszcze strzelać, to wykonamy takie strzelenia; jeśli trzeba będzie poszerzać, to będziemy poszerzać. Natomiast zasadniczym pytaniem jest pytanie o to, co uda się zrobić w Świniarach - powiedział szef MON Bogdan Klich.

W Dobrzykowie o utrzymanie zbudowanej tam zapory walczy około tysiąca osób, kolejny tysiąc działa na pozostałym terenie powiatu płockiego, przede wszystkim w gminach Słubice i Gąbin, a także w części powiatu sochaczewskiego. Zapora w Dobrzykowie jest cały czas wzmacniana, bo wciąż pojawiają się przecieki. Od jej utrzymania zależy bezpieczeństwo samego Dobrzykowa, ale też innych miejsc - podkreślił Kozłowski. Dodał, że gdyby woda przedostała się do Dobrzykowa i dalej, to w niektórych miejscach mogłaby sięgać po dachy domów.

Jeżeli nie uda się utrzymać zapory w Dobrzykowie, to zalanych zostanie więcej niż 25 miejscowości. Wtedy pozostanie druga linia obrony - jak podkreślił wojewoda - kluczowa. Jest nią tzw. przegroda dolinna w Jordanowie, zbudowana z piasku i tłuczenia. Gdy przegroda nie podoła swemu zadaniu, to woda wedrze się do lewobrzeżnej części Płocka, dzielnicy Radziwie. W tej sytuacji - która na razie oceniana jest jako mało prawdopodobna - konieczna byłaby ewakuacja ok. 10 tys. osób.

Kozłowski dodał, że dzisiaj zdecydowano o rozpoczęciu operacji tamowania wyrwy w wale w Świniarach poprzez zrzucanie ze śmigłowców wojskowych betonowych bloków o wadze jednej tony lub pojemników z piaskiem i gruzem, ważących półtorej tony. Uściślił, iż jest to próba nie tyle zamknięcia wyrwy, ale przede wszystkim próba ograniczenia przepływu wody, a w efekcie ograniczenia zagrożenia powodziowego.

Policja nadal apeluje do ludności na zalanych i zagrożonych terenach w gminach Słubice i Gąbin, by nie zwlekali z ewakuacją. Na miejscu jest niezbędny sprzęt: 15 łodzi płaskodennych, pięć pontonów motorowych, dwa transportery, a także cztery śmigłowce, w tym jeden z kamerą termowizyjną.

Wysadzenie wału to za mało

Wcześniej sztab koordynujący akcję przeciwpowodziową w okolicach Płocka skorygował wcześniejszą ocenę. Okazało się, że wysadzenie części wałów wiślanych, by umożliwić spływ wody z gigantycznego rozlewiska, nie przyniosło spodziewanych efektów. Wyrwa w wale, przez którą woda z rozlewiska spływa z powrotem do Wisły, jest jeszcze za wąska.

Chcę powiedzieć, że przepływ wody przez tę wyrwę w Świniarach jest oceniany na 880 metrów sześciennych na sekundę. To jest tyle, co Bug z Narwią w średnim stanie wody - mówi wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski.

5 mln zł na odszkodowania

Kwota pięciu milionów złotych, o które wystąpił wojewoda mazowiecki, została zaakceptowana przez szefa MSWiA. Mam nadzieję, że już jutro będą pierwsze wypłaty. Chcemy uruchomić wypłaty tych świadczeń po 6 tysięcy złotych, bo to ma być szybka pomoc, pozwalająca przetrwać najtrudniejszy moment - mówi wojewoda Jacek Kozłowski. Jak dodaje, potem będą szacowane straty i wypłata kolejnych rekompensat.