Początkowo na trasie czwartego etapu 36. Rajdu Dakar wszystko układało się po myśli Rafała Sonika. Na zmianę z Sebastianem Husseinim przewodził stawce. Tak było aż do momentu, kiedy obaj quadowcy pomylili drogę. "W tym miejscu zgubiło się kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu motocyklistów. Jeździliśmy tam i z powrotem po wyschniętych dolinach rzecznych, szukając właściwej drogi. Straciłem niemal 40 minut" - mówił na mecie mocno poirytowany quadowiec.

Trasa czwartego etapu wiodła z San Juan do Chilecito w Argentynie. Quadowcy mieli do pokonania odcinek specjalny długości 352 kilometrów. Do feralnego momentu na 273. kilometrze trasy kapitan Poland National Team, którego oficjalnym patronem radiowym jest RMF FM, radził sobie doskonale, choć jazdy nie ułatwiał mu holenderski rywal. Miałem dzień jazdy w pyle. Sebastian Husseini w ogóle nie chciał mnie puszczać. Jechałem za nim przez 20-30 kilometrów. Pokazywałem mu się z prawej, z lewej strony, a on zupełnie na to nie reagował. Ja jadę zawsze ostrożniej w miejscach skalistych i "głaziastych", bo nie chcę zniszczyć quada. A on w swoim stylu, czyli ostro. Od pewnego momentu jechał na kapciu, więc ewidentnie wolniej, a i tak nie chciał mnie puścić. Ale nie ma już na co narzekać. Trzeba jechać dalej - relacjonował na mecie Sonik.

Jazda w tumanach kurzu wznoszonych przez quad Husseiniego nie była jednak najpoważniejszym problemem, z jakim musiał zmierzyć się Polak. Tereny, przez które przejeżdżali rajdowcy, nawiedziły ostatnio niespotykanie o tej porze roku ulewne deszcze, które całkowicie zmieniły teren. Roadbook był bardzo źle oznakowany i nieadekwatny. Naniesiono na niego zmiany, ale zrobiono to błędnie lub nieprecyzyjnie. Przez to bardzo wielu motocyklistów, a także ja, Husseini i Lafuente, który potem do nas dojechał, kompletnie się pogubiliśmy - tłumaczył Sonik.

Wraz z quadowcami po kilku wąwozach i wyschniętych korytach rzek krążyli też liczni motocykliści. Ponad ich głowami pojawił się śmigłowiec organizatorów, którzy widząc problemy, postawili w kluczowym miejscu funkcyjnego - jego zadaniem było wskazywać zawodnikom właściwą drogę. Natknął się na niego jadący 23 minuty za Sonikiem Ignacio Casale z Chile i dzięki temu zbudował sobie kilkuminutową przewagę, która ostatecznie dała mu prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Polak traci jednak do niego tylko 9 minut i 35 sekund.

W Chilicito zakończyła się druga część etapu maratońskiego i po jednej nocy spędzonej z dala od mechaników quadowcy mogli zająć się niezbędnymi naprawami.

Jedziemy do przodu! Co prawda mam ogromnego krwiaka na udzie, który straszliwie boli, ale to są drobiazgi. Trzeba je po prostu przezwyciężyć - podsumował Sonik.

(edbie)