Kilka tysięcy osób demonstrowało w nocy z poniedziałku na wtorek przed Pałacem Prezydenckim, domagając się przeniesienia krzyża ustawionego po katastrofie smoleńskiej. Ich przeciwnicy odpowiadali skandowaniem i śpiewami. Nie doszło do większych incydentów.

Tłum zaczął gęstnieć w poniedziałek ok. 22.00. Przychodzili ci, którzy zwołali się przez Internet, by zaprotestować przeciw krzyżowi i zwolennicy pozostawienia go pod pałacem. W tłumie domagającym się przeniesienia krzyża stała grupa z transparentem wzywającym: "Zostawicie krzyż w spokoju. Politycy zamiast skłócać Polaków spełnijcie obietnice wyborcze!".

Niedaleko z transparentem "Polska państwem prawa" stała Agnieszka Sosnowska. "Oczekuję, że państwo będzie egzekwować prawo. Jeśli ktoś narusza porządek publiczny, powinien być pociągnięty do odpowiedzialności. Państwo stało się bezradne wobec grupki osób, które uniemożliwiały wyegzekwowanie porozumienia między władzami państwowymi i kościelnymi" - objaśniała sens swojego transparentu. Ktoś inny ubolewał, że brak stanowczości rządu przynosi Polsce wstyd.

Przeciwnicy obecności krzyża przed pałacem nie stronili od happeningów i drwin. Do transparentu "Zburzyć pałac prezydencki - zasłania krzyż" przyczepili balony; puszczali bańki mydlane i przerzucali nadmuchiwaną piłkę. Niektórzy przyszli w maskach, kolorowych perukach czy z figurką mistrza Yoda z "Gwiezdnych Wojen" na głowie.

Na pytanie, czy jest za usunięciem krzyża, młody człowiek odparł: "Oby stał jak najdłużej. Stoję tu, bo wszyscy zwariowali, a bardzo lubię, jak wszyscy wariują. Przychodzę tu od dłuższego czasu. Ludzie się awanturują, jest fajny cyrk". Inni trzymali arkusze papieru z hasłami: "Uwolnić Paris Hilton" lub "Jestem chłopakiem Jarka".

Skandowali: "Tu jest Polska", "Do kościoła", "Przenieść pałac", "Mohairy do domu, "Gdzie jest Jarek". Transparenty głosiły: "Wykorzystanie krzyża do walki politycznej to dzieło szatana! Jarosławie Kaczyński opamiętaj się!", "Żydokomuna pozdrawia", "Krzyż do kościoła, Polska to kraj świecki, szanujmy konstytucję", "Precz z krzyżami, na stos z mocherami (pisownia oryginalna - PAP)", "Chcemy koło zamiast krzyża", "Precz krzyżacy" i "Grunwald pamiętamy". Nad głowami manifestantów można było dostrzec ukrzyżowanego pluszowego misia.

W kolejarskich czapkach demonstrowali działacze sekcji drezynowej Piaseczyńskiego Towarzystwa Kolei Wąskotorowej. "Przyszliśmy bronić krzyża św. Andrzeja. Należy go bronić, bo wandale go niszczą i kierowcy nie wiedzą, że trzeba się zatrzymać przed przejazdem" - wyjaśnił Marcin, ksywka "Student".

W czarnych motocyklowych kaskach ze staromodnymi goglami kręciło się dwóch młodych mężczyzn "Jesteśmy z telewizji +Kaczy Kuper+, kręcimy materiał do Internetu - wyjaśnił Marcin Glinka, występujący jako reporter z kamerą i mikrofonem, którego "firmową" kostkę zrobił z gumowej kaczuszki do kąpieli. "Byłem tu wczoraj jako gap. Chciałem sobie wyrobić stanowisko, a zostałem słownie zaatakowany przez fanatyków religijnych, okazało się, że jestem Żydem i ciemniakiem" - dodał. "Nikt tu nie przyszedł rozrabiać, tylko zaprezentować swoje przekonania" - zapewnił.

Kilka osób wdrapało się na słupy latarń i znaków drogowych, umieszczając wysoko transparent "Precz krzyżacy". Dziewczynę, która podniosła transparent "Żydokomuna pozdrawia" z uśmiechnięta gwiazdą Dawida, niektórzy z demonstrantów niewybrednie wzywali, by oprócz transparentu zademonstrowała swe wdzięki. Owację wzbudziła lekko ubrana młoda osoba, która ukazała się w oknie hotelu Bristol.

Bliżej krzyża zebrali się zwolennicy pozostawienia go w tym miejscu. "Jestem przeciwny tej demonstracji, nie zgadzam się z jej formą i hasłami. Chodzi o poziom dyskusji" - powiedział Jerzy, student ASP. "Po tej stronie była modlitwa, po tamtej wyśmiewanie" - dodał.

Zwolennicy pozostawienia krzyża przed siedzibą prezydenta trzymali transparenty "Jeśli zapomnę o nich, Ty Boże na niebie zapomnij o mnie". Miejscami powiewały państwowe flagi. W dłoniach niektórych widać było małe drewniane krzyżyki i różańce. Śpiewali hymn narodowy, pieśń "Boże, coś Polskę", pieśni maryjne. Młody człowiek odegrał na trąbce "Rotę", a potem "Marsz pierwszej Brygady", inni śpiewali - "Jezu ufam Tobie". Słychać było opinie - "Polska jest najważniejsza" i "Nie dajmy się sprowokować".

Zdaniem starszego mężczyzny, który stał wśród śpiewających kościelne pieśni, krzyż powinien pozostać tam, gdzie stanął, "bo tu pracował prezydent, przez większą część narodu szanowany, nie tak jak poprzednicy czy następca". Towarzyszący mu pan z "gwardii narodowej" powiedział, że reprezentuje ugrupowanie "Suwerenność Narodu Polskiego". "Niektóre tezy mi nie odpowiadają - na przykład hasła antyżydowskie. Jestem za pokojową koegzystencją" - zastrzegł.

"Ten krzyż jest wołaniem o prawdę, wołaniem o pamięć, wołaniem o sumienie; ci, którzy chcą zniszczyć prawdę, pamięć i sumienie, krzyczą z tamtej strony. (...) Krzyż ma prawo do miejsca w życiu publicznym. Kościół to są żywi ludzie, nie tylko budynki" - powiedział dziennikarzom duchowny, który wspiera zwolenników pozostawienia krzyża.

Do przepychanki doszło m.in., gdy jeden z demonstrantów zawiesił naprzeciw pałacu transparent, na którym oświadczał: "Głosowałem na Lecha K. Był moim prezydentem (niestety słabym w mojej ocenie). NIE dla krzyża przed pałacem".

Widoczni byli młodzi mężczyźni z wygolonymi głowami, a także dwóch motocyklistów z naszywkami informującymi, że kochają Polskę. Z kamerą pojawił się prawicowy publicysta Jan Pospieszalski. Choć dochodziło do przepychanek, obyło się bez bijatyk. "Stop agresji" - skandowali demonstranci, gdy zaczynały się utarczki. "Nie powtórzyła się sytuacja z 3 sierpnia, policja nie była atakowana" - powiedział pod koniec manifestacji jej organizator Dominik Taras apelując o spokojne rozejście się.

Rzecznik Komendy Stołecznej Policji Maciej Karczyński ocenił, że oba zgromadzenia przebiegały spokojnie, nie doszło do poważniejszych incydentów. "Były różnego rodzaju utarczki słowne, nie doszło jednak do bezpośredniej konfrontacji pomiędzy osobami, które wyrażały swoje poglądy" - powiedział PAP. Policja dodała, że w tak dużym tłumie trudno było uniknąć sporów i przepychanek. Szczegółowe informacje o incydentach mają być podane we wtorek w ciągu dnia. Do obserwacji wykorzystano kamery miejskiego systemu monitoringu. Przed Pałacem było kilkuset policjantów. W gotowości pozostawały dodatkowe siły.

Taras, który zainicjował manifestację, założył na Facebooku profil "Akcja krzyż". Organizator informował we wniosku do stołecznego ratusza o rejestrację zgromadzenia, że uczestniczyć w nim będzie od stu do tysiąca osób. Zapowiedziało przyjście - i przyszło - kilka tysięcy. Jako cel zgromadzenia Taras podał m.in. "wyrażenie społecznego sprzeciwu wobec lokalizacji krzyża oraz dezaprobaty dla koczujących przed Pałacem Prezydenckim".

Przedstawiciel pilnujących krzyża Janusz Zieliński apelował w poniedziałek w Radiu Maryja, aby o godz. 22 stawili się na "modlitwę narodową".

Premier Donald Tusk powiedział, że spodziewa się raczej spokojnego przebiegu manifestacji i zapewnił, że służby zadbają o porządek.

Zgoda władz stolicy na manifestację wywołała protesty, m.in. wicemarszałka Senatu Zbigniewa Romaszewskiego. Arkadiusz Mularczyk z PiS wystąpił do RPO o zbadanie legalności zgody na odbycie demonstracji. Szef zespołu ds. katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez organizatora manifestacji i prezydent Warszawy.

Wiceszef gabinetu prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz Jarosław Jóźwiak tłumaczył, że zgodnie z prawem miasto musiało zgodzić się na manifestację.

Szef SLD Grzegorz Napieralski zaapelował, by nie doszło do przemocy i agresji.

3 sierpnia zgromadzeni na Krakowskim Przedmieściu ludzie uniemożliwili przeniesienie krzyża do kościoła św. Anny - tak miało się stać zgodnie z porozumieniem podpisane między warszawską kurią, Kancelarię Prezydenta, harcerzami i Duszpasterstwem Akademickim Kościoła św. Anny. 5 sierpnia uczestnicy akademickiej pielgrzymki mieli ponieść go na Jasną Górę, po czym krzyż miał wrócić do kościoła. Wobec protestów zrezygnowano z przeniesienia krzyża.

6 sierpnia metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz przemawiając do wyruszających w pielgrzymkę, podkreślił, że katastrofa 10 kwietnia powinna budzić refleksję nad kruchością ludzkiego życia, a nie spory. Apelował, by upamiętniać tragedię tak, aby nie ucierpiał na tym żaden człowiek ani "żaden święty znak, z krzyżem na czele".