"Winni zwłoki są Rosjanie" - twierdzą polscy śledczy pytani przez dziennikarza RMF FM o przedłużające się analizy kluczowych stenogramów w sprawie tragedii w Smoleńsku. Nasi biegli od grudnia słuchają nagrań z kokpitu Jaka-40, który lądował na lotnisku Siewiernyj godzinę przed katastrofą tupolewa.

Polska prokuratura tłumaczy, że winni opóźnień są Rosjanie, bo - mimo wniosków z Polski - do tej pory nie przysłali materiałów z lotniska w Smoleńsku. Biegli twierdzą, że bez tej dokumentacji - a chodzi o kopię zapisu rozmów z wieży kontroli lotów na Siewiernym - nie jest możliwe wydanie pełnej opinii dotyczącej nagrań z Jaka-40.

Zaznaczają jednocześnie, że we wrześniu nadeszła kolejna partia akt z Rosji, jednak wciąż jest w tłumaczeniu. Nie wiadomo więc, czy są tam materiały, o które prosiliśmy. Komentując śmierć ważnego świadka, jakim był Remigiusz M. prokuratura przekonuje, że jego zeznania będą mogły być odczytane w sądzie, jeśli dojdzie do procesu. Nie ma jednak wątpliwości - po tej śmierci wyjaśnienie kontrowersji dotyczących komend wydawanych przez rosyjskich kontrolerów może być niemożliwe.

Analizy trwają


Prowadzone przez biegłych analizy nagrania z kokpitu Jaka-40, który lądował w Smoleńsku godzinę przed prezydenckim tupolewem, do tej pory nie przyniosły efektu. Nie wiadomo też, kiedy się skończą. Nagrania te są kluczowe dla śledztwa - pozwoliłyby bowiem zweryfikować sensacyjne zeznania technika pokładowego z Jaka. Zmarły tragicznie chorąży Remigiusz Muś twierdził, że rosyjscy kontrolerzy polecili załogom lądującym w Smoleńsku zejście do pułapu 50 metrów, chociaż dopuszczalne minimum wynosi 100. W nagraniach z tupolewa i wieży kontroli lotów - nie ma takich komend.

Kluczowy świadek katastrofy znaleziony martwy


W niedzielę Remigiusza M. odnaleziono powieszonego. Członek załogi Jaka-40, który kwestionował wyniki polskich i rosyjskich badań tragedii z 10 kwietnia, najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Mężczyzna zginął w swoim domu w Piasecznie. Ciało odnalazła jego żona.

Policjanci z komendy stołecznej wstępnie ustalili, że było to samobójstwo i wykluczyli udział osób trzecich. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura powiedział naszemu reporterowi, że na ciele wojskowego była tylko jedna rana na szyi. Mężczyzna prawdopodobnie się powiesił. Nie zostawił listu pożegnalnego.

Justyna Satora