"Podkomisja ds. ponownego zbadania katastrofy w Smoleńsku ujawnia rzeczy, które były niewygodne dla komisji Millera i komisji MAK" - twierdzi por. rez. Artur Wosztyl, pilot Jaka-40, który 10 kwietnia 2010 roku lądował w Smoleńsku przed prezydenckim Tu-154M. W ostatnim komunikacie podkomisji, można przeczytać m.in, że polski rejestrator w samolocie Tu-154M zapisał serię gwałtownych zdarzeń, jak chwilowe załamania przyspieszenia pionowego i bocznego oraz skokowy wzrost temperatury. Podkomisja odniosła się w ten sposób do informacji "Gazety Polskiej", która twierdziła, że w zapisie jednego z rejestratorów jest gwałtowny, niewytłumaczalny wzrost ciepła na czujniku temperatury samolotu, po którym nastąpiła katastrofalna seria awarii.

Por. rez. Artur Wosztyl w sobotnim wywiadzie dla wpolityce.pl ocenił, że podkomisja "ujawnia rzeczy, które były niewygodne dla komisji Jerzego Millera i komisji MAK i które zostały celowo albo nieumyślnie pominięte".

Nie jestem dziś w stanie odpowiedzieć na pytanie czy faktycznie i ile sekund zostało utraconych z rejestratora, ale skoro okazuje się, że podkomisja dociera do informacji, które zostały ukryte przed opinią publiczną - raport Millera i MAK nic na ten temat nie wspomina - to czemu mam to kwestionować? - powiedział pilot. Wosztyl zaznaczył, że nie wierzy ustaleniom komisji Millera. Tyle informacji błędnych, które zostało przez nią samą przekształconych wskazuje jednoznacznie, że wiele materiałów zostało ukrytych - przekonuje.

"Czekam na oficjalny końcowy przekaz, dający jasny obraz"

Artur Wosztyl dodał, że czeka na oficjalny końcowy przekaz, dający "jasny obraz". W tej chwili go nie mamy, bo te informacje są szczątkowe. Z drugiej strony to, co w tej chwili już wiemy jednoznacznie wskazuje, że poprzednicy zrobili bardzo wiele w tym kierunku, aby ten obraz był taki, jaki oni chcieli, a nie taki na jaki wskazują dowody i zeznania świadków - stwierdził. Jego zdaniem, gwałtowne zdarzenia, o których podkomisja poinformowała w komunikacie, mogą "wskazywać na to, że w tym momencie nastąpiło zakłócenie atmosfery otaczającej Tu-154M, najprawdopodobniej nie przez czynniki naturalne". Ale tutaj jest za mało informacji, żeby jednoznacznie się wypowiedzieć. Także czynników może być bardzo wiele - powiedział pilot Jaka-40, który 10 kwietnia 2010 roku lądował w Smoleńsku przed prezydenckim Tu-154M.

(ug)