Wykluczam winę pilotów w smoleńskiej tragedii - mówi były pilot wojskowy Aleksander Koronczyk, który od samego początku zajmuje się katastrofą 10 kwietnia. To właśnie on - pracownik smoleńskiego lotniska Siewiernyj - odnalazł godło z prezydenckiego samolotu i przekazał je Polsce. Równo miesiąc po tragedii rozmawiał z nim w Smoleńsku korespondent RMF FM Przemysław Marzec.

Major Aleksander Koronczyk, który doskonale zna lotnisko Siewiernyj, nie wierzy w błąd pilota Tu-154 M. Mówić o błędzie pilota to obelga. Widziałem, jak 7 kwietnia podchodził i lądował tym samolotem dowódca załogi. To była koronkowa robota. Nawet należy powiedzieć teraz rodzinom, kiedy oskarżają pilotów, że to po prostu nieprawda. Ci piloci byli doskonale wyszkoleni. Należy znaleźć przyczynę tego, dlaczego ten samolot tam się znalazł - mówi. Zaznacza, że winy należy szukać wśród załogi lotniska.

Były lotnik twierdzi, że najważniejsze pytanie, na które wciąż nie ma odpowiedzi, brzmi: "Dlaczego samolot znalazł się tak nisko?". Koronczik, który wielokrotnie oglądał fragmenty prezydenckiego tupolewa, twierdzi, że była niewielka szansa na ratunek - natychmiast po uszkodzeniu skrzydła należało posadzić samolot na ziemi.

Samolot Tu-154 M, wiozący delegację na rocznicę zbrodni katyńskiej, rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. W katastrofie zginęło 96 osób, wśród nich prezydent Lech Kaczyński z małżonką Marią, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni i przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu.