Pod koniec stycznia adwokat Marcin Dubieniecki, pełnomocnik Marty Kaczyńskiej zamierza złożyć wniosek o możliwości popełnienia zamachu na prezydenta. Jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską chodzi o dwie kwestie - związane z zeznaniami rosyjskiego lekarza, naocznego świadka katastrofy a także brakiem analizy biochemicznej próbek gruntu, która mogłaby potwierdzić lub zaprzeczyć teorii, że mogło dojść do rozpylenia przez rosyjski samolot sztucznej mgły.

Na razie toczy się postępowanie, w którym prokuratura mówi, że zajmuje się tą sprawą w ramach czynności sprawdzających. Chciałbym jednak, by wątek badania kwestii zamachu był bardziej uwypuklony - tłumaczy Marcin Dubieniecki. Boję się jednak, że prokuratura szybko wyłączy wątek zamachu do odrębnego postępowania i umorzy je raz na zawsze. Mam więc wiele obaw co do konsekwencji złożenia takie zawiadomienia - mówi adwokat. Po prostu mam obawy co do funkcjonowania prawidłowo w tym zakresie organów a mówiąc konkretnie ich samodzielności procesowej.

Jeśli nasza prokuratura jeszcze nie wszczęła z urzędu postępowania dowodowego w zakresie tego, o czym pisała "Gazeta Polska", a więc kwestii nie wykonania do tej pory analizy próbek gruntu, to będę chciał złożyć wniosek w tej sprawie. Badanie to mogło być bowiem kluczowe dla sprawy i jeśli go nie wykonano oznacza to, że mogło dojść do poważnych błędów procesowych w dowodzeniu. Upływ czasu może powodować, że nie da się już ustalić prawdy i odnieść się do zarzutów co do Iła, który mógł rozpylać sztuczną mgłę - mówi Dubieniecki.

O tym, że po katastrofie prezydenckiego tupolewa nie przeprowadzono analizy biochemicznej próbek gruntu a oparto się jedynie na obserwacji meteorologicznej z ostatnich 30 lat pisała we wtorek "Gazeta Polska". Dziennikarze zastanawiali się czy Ił-76 mógł przyczynić się do pogorszenia warunków pogodowych w Smoleńsku.

"Gazeta Polska" podała, że jak na razie analizy nie zrobiono, opierając się jedynie na ekspertyzie biegłych z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Stwierdzili oni, że mgła 10 kwietnia była naturalna, bo... tak wynika z obserwacji meteorologicznych w Smoleńsku z ostatnich 30 lat - podkreśla gazeta.

Adwokat powołuje się też na zeznania świadka, którego przesłuchała rosyjska prokuratura. Chodzi o Nikołaja Bodina, lekarza, który ma działkę niedaleko miejsca katastrofy. O nim również pisała w jednym z artykułów "Gazeta Polska". Lekarz - jak podawała gazeta - mówił, że panowała gęsta mgła, a widoczność wynosiła w linii prostej około 30 m. Tłumaczył, że w momencie zderzenia z drzewem nie zauważył, aby na skutek tego zahaczenia o drzewo odpadły jakiekolwiek części samolotu. Po uderzeniu w drzewo samolot kontynuował lot w kierunku zachodnim, przy czym w linii prostej i idąc na obniżenie lotu.

Wirtualna Polska