Po marcu nasz deficyt budżetowy wyniesie 25,5 mld zł. To aż połowa planu na cały rok - donosi "Rzeczpospolita". Na koniec lutego niedobór w państwowej kasie wyniósł 16,9 mld zł. Według wiceminister finansów Elżbiety Suchockiej-Roguskiej, to efekt kumulacji wydatków na początku roku. Rząd musiał bowiem spłacić zobowiązania ZUS z końca ubiegłego roku. Razem z bieżącymi transferami pochłonęło to 10,8 mld zł z 45 mld dotacji przewidzianej na cały rok.

ZUS nie powinien mieć problemów z wypłatą świadczeń, bo w drugiej połowie roku może skorzystać z 7,5 mld zł z Rezerwy Demograficznej i w razie czego pożyczyć jeszcze z budżetu 5,5 mld zł - mówi gazecie Suchocka-Roguska. Przyznaje jednak, że większym obciążeniem dla finansów państwa będzie wyższy, niż wcześniej zakładano, wskaźnik waloryzacji rent i emerytur. To pochłonie dodatkowo ok. 600-700 mln zł - wylicza wiceminister.

Wyższe wydatki wiązały się również z koniecznością wypłaty większej części subwencji dla samorządów i składki do budżetu Unii Europejskiej.

Nic złego się jednak nie dzieje, nie będzie problemów z realizacją budżetu. Druga połowa roku będzie już lepsza - zapewnia Suchocka-Roguska.

Mniej optymistycznie oceniają sytuację budżetu ekonomiści. Obawiają się, że szybko się ona nie poprawi, bo wpływy z podatków będą niższe od planów. Po czerwcu deficyt może się zbliżyć do 52,2 mld zł zaplanowanych na cały rok - prognozuje Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Krzysztof Rybiński, profesor z SGH zauważa natomiast, że Polacy nie chcą kupować więcej i ograniczają konsumpcję. Płace rosną wolniej niż rok temu, a bezrobocie się powiększa. Wpływy z najważniejszego podatku dla budżetu państwa - VAT - nie będą więc imponujące - dodaje. Ekonomista zaznacza jednak, że rząd przy założeniach do tegorocznego budżetu oparł się na bardzo konserwatywnych wskaźnikach: niskim wzroście gospodarczym i niskiej inflacji. Może to oznaczać, że pod koniec roku dochody będą wyższe od planów, a deficyt nieco niższy od założonych 52,2 mld zł. Według Michała Boniego, szefa doradców strategicznych premiera, może to być różnica nawet 10-15 mld zł.