Protestujący przeciwko restrykcjom covidowym Chińczycy sięgają po coraz zmyślniejsze metody, by obejść cenzurę. Jedną z nich są trzymane przez nich puste kartki A4. Reżim z kolei robi wszystko, by zachować kontrolę.

W weekend w Szanghaju, Pekinie i innych miastach kraju odbywały się demonstracje przeciwko polityce "zero covid" i restrykcjom. Demonstranci wznosili między innymi okrzyki: "Chcemy wolności, nie lockdownów".

Protesty wybuchły w reakcji na pożar w borykającym się z lockdownami mieście Urumczi, stolicy regionu Sinciang. Władze cenzurowały w internecie pytania, czy restrykcje utrudniły ewakuację i gaszenie pożaru, w którym zginęło co najmniej 10 osób.

Protesty już zostały nazwane "rewolucją A4" - podaje BBC, ponieważ wielu demonstrujących trzyma w rękach puste kartki formatu A4.

Na kartkach nic nie ma, ale my i tak wiemy, co one oznaczają - powiedziała BBC jedna z kobiet, protestujących w Szanghaju.

Kiedy policja w Pekinie zakazała protestującym wznoszenia haseł przeciwko obostrzeniom, ci ironicznie zaczęli krzyczeć jeszcze głośniej: Chcemy jeszcze więcej lockdownów albo Chcę zrobić test na covid.

Chińskie władze w szybkim tempie usuwają z mediów społecznościowych filmy z protestów. Chińczycy nie zobaczą w nich także obrazków z mundialu: piłkarzy i kibiców, którzy w Katarze, nawet w tłumie, nie noszą maseczek. Państwowa telewizja, które nadaje transmisje w meczów, wprowadziła cenzurę na wszystkie zbliżenia na kibiców na trybunach katarskich aren.

Od wprowadzenia restrykcji w Chinach minęły już prawie trzy lata. Jak podkreślał analityk Radosław Pyffel w internetowy radiu RMF24, polityka "zero covid" była przez pierwsze dwa lata uznawana za sukces, bo pozwoliła uniknąć wysokiej zachorowalności i umieralności na Covid-19 w Chinach.

Ale w tym roku wygląda na to, że zaczyna powodować coraz większy chaos - mówił socjolog i znawca Chin.