Opublikowanie przez turecką agencję Anatolia lokalizacji tajnych baz wojskowych USA w Syrii naraża na niebezpieczeństwo amerykańską armię - poinformował w nocy ze środy na czwartek Pentagon. Z baz przeprowadzane są operacje przeciwko Państwu Islamskiemu.
Wyciek wojskowej informacji naraża siły koalicji na niepotrzebne ryzyko i może zakłócić operacje militarne przeciwko Państwu Islamskiemu, które jest największym zagrożeniem dla regionalnego bezpieczeństwa. Kluczowe jest, aby wszystkie siły działające w Syrii pozostały skupione na tym, co najważniejsze, czyli pokonaniu ISIS - oświadczył rzecznik Pentagonu Eric Pahon.
Nie możemy niezależnie zweryfikować kto stoi za wyciekiem, będziemy jednak bardzo zmartwieni, jeżeli nasi sojusznicy z NATO celowo wystawili nasze siły na niebezpieczeństwo publikując tajne informacje - dodał rzecznik, wskazując na Turcję.
We wtorek agencja Anatolia opublikowała raport, w którym wskazała 10 lokalizacji amerykańskich baz wojskowych w północnej Syrii, w niektórych przypadkach informując również o liczebności sił amerykańskich oraz francuskich w poszczególnych miejscach. Dokument zaznacza, że wojskowe bazy są "tajne z powodów bezpieczeństwa i trudne do wykrycia". Wszystkie znajdują się na terenach kontrolowanych przez kurdyjskie Ludowe Jednostki Samooobrony (YPG).
Jak odnotowuje dziennik "Washington Post", liczba amerykańskich wojsk w Syrii nie jest dokładnie znana; Pentagon oficjalnie przyznaje się do 500 żołnierzy, nieoficjalnie może być ich jednak nawet 1,5 tys.
Zdaniem Aarona Steina z think tanku Atlantic Coucil za wyciek prawdopodobnie odpowiedzialny jest turecki rząd. USA poważnie traktują kwestie bezpieczeństwa. Turecki rząd wie o tym, ale mimo to zdecydował się wypuścić dane na temat baz w Syrii - powiedział agencji Bloomberga.
Levent Tok z agencji Anatolia twierdzi, że opublikowane informacje nie są wyciekiem. Jego zdaniem dane z raportu są efektem śledztwa reporterów agencji w Syrii oraz informacji opublikowanych w mediach społecznościowych przez kurdyjskich bojowników. USA powinny pomyśleć o tym przed współpracą z organizacją terrorystyczną - zaznaczył Tok.
USA wspierają kurdyjskie YPG, bo te siły stanowią kluczowy element kurdyjsko-arabskich Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) skutecznie walczących przeciwko Państwu Islamskiemu i oblegających obecnie Ar-Rakkę, która jest stolicą samozwańczego kalifatu. Według Ankary YPG stanowią przedłużenie Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) uznawanej za organizację terrorystyczną.
W czerwcu źródła w tureckim resorcie obrony poinformowały, że amerykański minister obrony Jim Mattis zapewnił władze Turcji, iż broń dostarczana przez USA kurdyjskim oddziałom YPG walczącym w Syrii z Państwem Islamskim zostanie im odebrana po pokonaniu dżihadystów.
(az)