W Syrii doszło już do co najmniej 12 ataków z użyciem broni chemicznej, przeprowadzonych przez reżim Assada. Największy był w 2013 roku. Obecny był drugim najlepiej udokumentowanym, ale wiadomo, że sarinu i innych środków, które zabijają ludzi używano też w innych miejscach - przyznaje w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Syryjczyk, Ammar Kahf, szef think-tanku Omran Dirasat. Ammar Kahf bierze udział w międzynarodowej konferencji na temat Bliskiego Wschodu organizowanej przez Uniwersytet Jagielloński w Krakowie.

Marek Wiosło: Jak w tej chwili wygląda sytuacja w Syrii?

Ammar Kahf: Najnowszym incydentem był atak bronią chemiczną we wschodnim Damaszku. To  zwróciło uwagę społeczności międzynarodowej na bezkarność napastników i jej niezdolność do skutecznej interwencji w celu pomocy cywilom, którzy umierają w wyniku takich ataków. Tymczasem Rosja wymusza porozumienie w sprawie przesiedlenia mieszkańców tych terenów do północnych rejonów Syrii. To oznacza zabranie im ziemi, zabranie domów, uniemożliwienie dalszego życia w rejonie Damaszku. Około 8 tysięcy bojowników i 30 tysięcy ma być przesiedlonych autobusami. Te autobusy mają być dostępne dla tych, którzy nie chcą tam zostać, bo obawiają się o swoje życie. W praktyce rząd centralny obejmie kontrolę nad tymi terenami i każdy, kto był mu przeciwny, albo zginie, albo trafi do więzienia. W Syrii już wcześniej byliśmy świadkami takich wielkich akcji przesiedleńczych.

W kraju doszło już do co najmniej 12 ataków z użyciem broni chemicznej, przeprowadzonych przez reżim Assada. Największy był w 2013 roku. Obecny był drugim najlepiej udokumentowanym, ale wiadomo, że sarinu i innych środków, które zabijają ludzi używano też w innych miejscach

Jak wielu ludzi od początku wojny opuściło Syrię?

Co najmniej 60 proc. obywateli Syrii opuściło swoje domy. Kiedyś mieliśmy 23 miliony obywateli, teraz to już mniej niż 14 milionów. 7 do 10 milionów jest poza granicami kraju, 6 do 7 milionów to uchodźcy w obrębie Syrii, którzy opuścili swoje wcześniejsze miejsca zamieszkania.

W Polsce zadajemy sobie pytanie, dlaczego ta wojna domowa trwa tak długo?

No cóż, była wspierana przez Iran, potem także przez Rosję. Reżim był bliski upadku w 2013 roku, gdyby nie doszło do porozumienia Stanów Zjednoczonych i Rosji w sprawie broni chemicznej. Rosyjska interwencja w 2015 roku dodatkowo ocaliła reżim Assada przed upadkiem. Obywatele Syrii wycierpieli bardzo dużo prześladowań, tortur, zabójstw. Ponad milion ludzi w ciągu tych 7 lat zabito. 250 tysięcy jest zaginionych. Do tego wprowadzono nowe prawo, w praktyce umożliwiające przejęcie dobytku i domów z rąk dotychczasowych właścicieli...

Czy widzi pan szanse na jakieś rozwiązanie?

Niestety, nie ma szans  na szybkie rozwiązanie, to musi być długotrwały proces. Lokalnie, zwykli obywatele Syrii powstają przeciwko uzbrojonym bojówkom, politykom, starają się budować nadzieję, tworzyć władze samorządowe. To ma sprawić, że sprawy dotyczące zwykłych ludzi, decydujące o ich losie będą rozstrzygane z ich udziałem. Dla Syryjczyków tam na miejscu kluczowe jest teraz odbudowanie ich życia.