​Namibijka Christine Mboma nie mogła wziąć udziału w igrzyskach w swoim koronnym biegu na 400 m ze względu na przekraczający normy poziom testosteronu, ale na 200 m wystąpić mogła. Zdaniem profesora Rossa Tuckera z RPA to paradoks. 18-latka pobiegła tak szybko, że zdobyła srebro.

Christine Mboma jeszcze na 60 m do mety była piąta, ale na ostatnich metrach wręcz "połykała" rywalki i była bliska wyprzedzenia Jamajki Elaine Thompson-Herah, która ostatecznie utrzymała pierwszą lokatę, co dało jej piąty medal olimpijski (w Rio de Janeiro zdobyła trzy krążki).

"To jest paradoks w czystej postaci... Wiemy, że testosteron daje korzyści, ale "polityka" władz sugeruje, że tylko w niektórych sytuacjach. W ten sposób sportowiec jest legalny jednego dnia, a nielegalny następnego, w zależności od wydarzenia" - napisał południowoafrykański naukowiec profesor Ross Tucker na swoim blogu "Science of Sport".

Namibijka miała startować pierwotnie na 400 m, ale okazało się, że ma zbyt wysoki poziom testosteronu i zgodnie z przepisami World Athletics wprowadzonymi w 2018 r. nie może rywalizować na dystansach od 400 m do mili (1609 m), jeśli nie poddała się jako osoba interpłciowa (DSD) farmakologicznemu obniżeniu poziomu tego podstawowego męskiego hormonu płciowego.

Z podobnego powodu, czyli zaburzeń rozwoju płci, nie mogła na tym dystansie wystartować druga z biegaczek tego kraju Beatrice Masilingi.

To kolejne kontrowersyjne przypadki w świecie biegów po tym, jak głośna była w ostatnich latach sprawa Caster Semenyi, dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej na 800 m. W maju 2019 roku Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie odrzucił apelację południowoafrykańskiej biegaczki w związku z przepisami World Athletics nakazującymi zawodniczkom o podwyższonym poziomie testosteronu zmniejszać go farmakologicznie, jeśli chcą startować w biegach od 400 m do mili.

Semenya nie poddała się leczeniu. Próbowała zdobyć olimpijską kwalifikację na dystansie 5000 m, ale minimum do Tokio nie zdołała wywalczyć.