Komisja Europejska zaproponowała reformę, w której kraje, które nie chcą przyjąć uchodźców, płaciłyby po 250 tysięcy euro za każdego z nich. Kanclerz Niemiec Angela Merkel powiedziała, że według niej taka opłata nie byłaby karą, tylko formą „lojalności”.

Komisja Europejska zaproponowała reformę, w której kraje, które nie chcą przyjąć uchodźców, płaciłyby po 250 tysięcy euro za każdego z nich. Kanclerz Niemiec Angela Merkel powiedziała, że według niej taka opłata nie byłaby karą, tylko formą „lojalności”.
Angela Merkel /ANGELO CARCONI /PAP/EPA

Na wspólnej konferencji prasowej w Rzymie z premierem Włoch Matteo Renzim kanclerz, pytana o propozycję takiej opłaty, oświadczyła, że propozycja ta stanowi dalsze rozwinięcie dyskusji na temat rozwiązania kwestii relokacji uchodźców.

Nie mówiłabym o sankcjach czy o aspekcie przymusu. Musimy mieć świadomość europejską, to znaczy zrozumieć, że granice zewnętrzne Unii to nasze granice, niezależnie od tego, jakie jest nasze położenie geograficzne - mówiła Merkel.

Przypomniała, że Komisja zaproponowała różne opcje, w tym rozłożenie ciężaru ponoszenia kosztów. Musimy o tym mówić, o poszerzeniu takich opcji, bo wcześniej mowa była tylko o podziale uchodźców - dodała.

Nie możemy mieć wspólnej Europy, jeśli odrzuca się wszelką formę podziału tych ciężarów, musimy więc dyskutować i o tej propozycji, to forma lojalności wobec krajów, które chronią nasze zewnętrzne granice, takich jak Włochy, Grecja czy Cypr - oświadczyła Angela Merkel.

Dodała, że krajów tych "nie można porzucić".

Niemiecka kanclerz zaznaczyła, że Europa znajduje się obecnie na bardzo "delikatnym etapie".

Musimy nauczyć się razem stawiać czoło wyzwaniom, bo stawką jest przyszłość Europy - dodała.

Wyraziła też przekonanie, że należy bronić układu z Schengen, gdyż w przeciwnym razie jej zdaniem "popadnie się w nacjonalizmy". Wskazywała, że trzeba rozwiązywać problemy w inny sposób niż zamykanie granic.

Nie możemy ich zamykać, to są nasze granice - mówiła, odnosząc się do zapowiedzi Austrii, która chce zaostrzyć kontrole na granicy z Włochami w obawie przed napływem migrantów z południa.

Renzi komentując zapowiedzi strony austriackiej oświadczył, że jest to stanowisko "błędne i anachroniczne".

Na konferencji prasowej poproszono włoskiego premiera o komentarz do wypowiedzi przywódcy skrajnie prawicowej Austriackiej Partii Wolności Heinza-Christiana Strache, który jego i Merkel nazwał "państwowymi przemytnikami" migrantów. 

Ten, kto widział martwe dzieci w ładowniach statków na Morzu Śródziemnym, ten, kto widział porody na pokładach jednostek włoskiej Straży Przybrzeżnej, wie, że nazywanie przemytnikami to słowa haniebne - odparł szef rządu.

Renzi zapewnił o pełnej zgodzie między Włochami i Niemcami co do tego, że Unia musi zareagować na kryzys migracyjny w sposób "poważny, wiarygodny i długoterminowy", w duchu "wartości ludzkich i godności".

Włoski premier przypomniał, że jego rząd zaproponował na forum Unii strategię rozwiązania kryzysu na drodze wspierania finansowego krajów pochodzenia migrantów, głównie w Afryce, oraz inwestycji w ich infrastrukturę. Przyznał, że między nim a kanclerz Merkel nie ma zgody co do metod ich finansowania, zwłaszcza proponowanych przez Rzym obligacji Unia-Afryka.

Renzi zauważył, że okazją do dalszych rozmów na temat strategii dla Afryki będzie czerwcowy szczyt UE.

(az)