Za Oceanem wydarzeniem numer jeden mijającego roku była katastrofa ekologiczna w Zatoce Meksykańskiej - największa w historii USA. Zanim w lipcu zatamowano wyciek, do morza wylało się prawie 5 milionów baryłek ropy. Teraz wody podobno są już czyste.

Barack Obama wykąpał się nawet w Zatoce Meksykańskiej, a zdjęcia z tego wydarzenia obiegły cały świat. Oficjalnie wszyscy sądzą, że uporano się ze skutkami katastrofy ekologicznej, ale czy na pewno - o to korespondent RMF FM zapytał miejscowych, którzy żyli z połowu owoców morza i organizowania wypraw na ryby. Rząd federalny, rząd stanowy i BP twierdzą, że ropy tu nie ma. ja tu mieszkam, pracuję i działam i widzę ciągle ropę, każdego dnia - mówi jedna z Amerykanek.

Faktycznie, ropy nie ma w okolicy, gdzie doszło do eksplozji, ale warstwa oleistej mazi nadal zalega w pobliżu małych wysepek u wybrzeży Luizjany, gdzie statki ratownicze nie zdołały wpłynąć. A w grudniu rząd USA pozwał koncern BP, żądając pokrycia wszystkich kosztów związanych z usuwaniem skutków katastrofy. Ekolodzy twierdzą, że ropa wymieszana z substancjami wykorzystywanymi przez ratowników zalega na dnie Zatoki, a jej usuwanie zajmie wiele lat.