Andrzej Bargiel - niespełna 30-letni polski narciarz ekstremalny, który zamierza jako pierwszy zjechać na nartach z drugiego szczytu świata, K2 - wrócił właśnie z obozu trzeciego, gdzie w trudnych warunkach spędził dwie noce. Jutro zamierza wyjść jeszcze wyżej, na wysokość około 7500 metrów n.p.m. i tam zakończyć aklimatyzację. Potem będzie czekał na dobrą pogodę, która pozwoli na zaatakowanie szczytu. Nasz reporter skontaktował się z nim przez telefon satelitarny.

Maciej Pałahicki, RMF FM: Wróciłeś właśnie z obozu trzeciego - jak tam było?

Andrzej Bargiel: Niestety nie udało mi się zjechać z obozu trzeciego do drugiego. Była potworna mgła z wiatrem, więc nie chciałem ryzykować. Spędziliśmy z Januszem Gołębiem dwie noce w obozie trzecim. Stwierdziłem, że skoro nie ma dobrej pogody, to może warto siedzieć tam, nawet w tych trudnych warunkach i się aklimatyzować. Spędziliśmy więc dwie noce na siedmiu tysiącach metrów. To dla mnie taki duży bodziec do aklimatyzacji. Myślę, że pojutrze wyjdę na ostatni rekonesans, może do wysokości 7500 metrów i to będzie koniec aklimatyzacji. Generalnie czekamy na lepszą pogodę. Tam na górze było naprawdę ciężko. Tylko przez to, że udało się wykopać taką duża jamę, w której zmieścił się cały namiot, nie zasypywał nas śnieg. Poza tym wszystko jest jednak dobrze. Darek Załuski dzisiaj dotarł do bazy (Darek Załuski kilka dni temu został przetransportowany śmigłowcem do Skardu z powodu bólu zęba - przyp. red.) jest już z powrotem nami i włączy się do działania. Także wszystko idzie do przodu i w miarę możliwości działamy.

Jak wyglądają prognozy pogody? Bo słyszałem, że nie są jednoznaczne...

Ciężko się wśród tych prognoz odnaleźć, bo każda mówi coś innego, ale wygląda na to, że od 20-21 lipca pogoda się poprawi. Mam nadzieję, że będzie jakieś duże okno pogodowe, bo to jest potrzebne do tego, by wytyczyć jak najbezpieczniej linię zjazdu. Potrzeba do tego doskonałej widoczności, bo tutaj jest kawał ściany i w momencie, kiedy przychodzi mgła, działanie, rozpoznawanie tej ściany jest po prostu niebezpieczne. Dobra widoczność to podstawa.

Ale kiedy podchodziłeś i widziałeś tę trasę, to stwierdziłeś, że da się ją zjechać, czy będzie to trudne do wykonania?

Na pewno linia zjazdu nie będzie wiodła linią podejścia, dlatego to wymaga wcześniejszych zjazdów. Od obozu drugiego także jest dość trudny, techniczny teren do obozu pierwszego, ale udało mi się tam zjechać, z czego się cieszę. Mam też połączenie drogi Kukuczki z drogą Cesena. To jest taki trawers, który nazywa się Trawersem Messnera, taki wariant który kiedyś zrobił. Jest to alternatywna mojego zjazdu. Są więc dwie możliwości: albo częściowo od szczytu do obozu trzeciego drogą Cesena, potem Trawers Messnera i potem Polska Droga do bazy, albo ta linia zjazdu będzie wiodła wzdłuż drogi Cesena. Na rozpoznanie tego potrzebuję jednak jeszcze trochę czasu. Myślę, że to najbliższe wyjście będzie decydujące i mam nadzieję, że będę miał bardzo dobrą pogodę.

Czyli został ci jeden dzień odpoczynku i ponownie wyruszasz do góry.

Jutro jeszcze odpoczywam i jeśli będzie dobra pogoda, to pojutrze, w nocy ruszam. W zasadzie nawet jutro w nocy. Podejrzewam, że to będzie samotne wyjście.  Zabieram sporo liny, żeby się w trudnych miejscach asekurować i posprawdzać niektóre połączenia. Będzie to też takie wyjście, które ma poprawić moją aklimatyzację i chciałbym wyjść co najmniej na 7500 metrów. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Będziesz próbował dostać się gdzieś w rejon ramienia K2 i stamtąd zjeżdżać?

Tak pod ramię K2. Dla mnie kluczowy jest teren między obozem trzecim, a drugim. To jest taka zagwozdka. Będę musiał tam kilka problemów rozwiązać i będę nad tym popracować. Dzisiaj dotarła do nas, do bazy, taka potężna luneta, która też mi pomoże. Z poziomu bazy dobrze widać tę ścianę i myślę, że pozwoli dokładnie wytyczyć linię zjazdu. Po ostatnim rekonesansie - atak szczytowy.

A jaka jest w tej chwili pogoda? Słyszałem że mocno wiało i lawina zabrała część namiotów innej wyprawy.

Na szczęście to nie na naszej drodze, to na drodze Abruzzi zeszła spora lawina i zabrała namioty. U nas jest spokojniej. Również zeszła lawina, ale takimi zboczami, którymi się nie przemieszczamy. Nam póki co szczęście sprzyja i ten teren wygląda dosyć bezpiecznie. Rzeczywiście wieją bardzo silne wiatry. Opadów śniegu nie ma zbyt dużych. Ale ten wiatr sieje spustoszenie, szczególnie powyżej 7000 metrów.  Tam działanie z jego powodu było wręcz niemożliwe. Nawet spróbowaliśmy wyjść wyżej, ale ten wiatr przewrócił nas i zawróciliśmy do namiotu. To trwało zaledwie pięć minut. To jest główny problem w tym momencie: wiatr i widoczność. Ale miejmy nadzieję, że to wszystko się poukłada i wreszcie przyjdzie dobra pogoda.

Jak długo będziesz odpoczywał po tym najbliższym wyjściu i kiedy planujesz atak szczytowy?

Myślę, że po takim wyjściu będę musiał dwa, trzy dni odpoczywać. Będziemy czekać na optymalną pogodę, na okno pogodowe, by próbować takiego ataku szczytowego. Musze mieć świetna widoczność do zjazdu. Bo ten teren jest bardzo techniczny, bardzo skomplikowany i widoczność jest  podstawową rzeczą. Na szczęście czuje się dobrze, nie choruję. Wszystko działa. Zdrowia nie brakuje i miejmy nadzieję, że dopisze nam też trochę szczęścia i wszystko nam się poukłada.

Życzymy więc szczęścia i okna pogodowego.

To się na pewno przyda, bo to jest klucz naszego działania.