Zdaniem premiera Ukrainy Arsenija Jaceniuka rozmowy ministra spraw zagranicznych jego kraju oraz szefów dyplomacji UE, USA i Rosji w Genewie nie przyniosą przełomu w rozwiązaniu konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. "Nie wiążę z tym spotkaniem zbyt wielkich nadziei, ponieważ nie wierzę stronie rosyjskiej. Rosja prowadzi dziś jedną grę, idąc na dalsze zaostrzenie sytuacji, przejmowanie obcych terytoriów oraz kolejne prowokacje" - powiedział dziennikarzom w Kijowie.

Zdaniem Jaceniuka władze na Kremlu dążą do zaostrzenia napięcia w jego kraju i nie chcą dopuścić do przeprowadzenia zaplanowanych na 25 maja wyborów prezydenckich. Premier oświadczył też, że Kijów dysponuje niepodważalnymi dowodami świadczącymi o obecności na Ukrainie rosyjskich wojsk. Na świecie jest tylko jeden człowiek, który wierzy w to, że na wschodzie Ukrainy nie ma rosyjskich wojsk. Nazywa się on Władimir Władimirowicz Putin - powiedział.

Gdy Rosjanie dokonywali agresji militarnej na Krymie, to Putin także mówił, że nie ma tam rosyjskich wojsk. Dziś oficjalnie przyznał, że jego wojska tam jednak były. Dziś znowu opowiada bajki, że to nie jego dywersanci zbudowali sieć terrorystyczną na Ukrainie - podkreślił Jaceniuk.

Rozmowy w Genewie rozpoczęły się dzisiaj przed południem. Uczestniczą w nich: Andrij Deszczyca, Catherine Ashton, John Kerry i Siergiej Ławrow. Jeszcze przed przybyciem do Genewy szefa rosyjskiego MSZ na dwustronnych rozmowach spotkali się Kerry i Ashton. Po zakończeniu spotkania nie przekazali jednak prasie żadnego komentarza. Przed rozpoczęciem właściwych konsultacji doszło również do rozmowy w cztery oczy amerykańskiego i rosyjskiego szefa dyplomacji.

Wczoraj Waszyngton ostrzegł, że jest gotowy wprowadzić wobec Moskwy kolejne sankcje. Zostały one jednak uzależnione właśnie od wyników negocjacji w Genewie.

Ukraina i Zachód oskarżają Rosję o podsycanie nastrojów separatystycznych we wschodnich obwodach Ukrainy. Rosja zaprzecza, obciążając odpowiedzialnością za kryzys nowe władze w Kijowie.

(MRod)