Redaktor naczelny "Wprost" Sylwester Latkowski zapewnił, że nie ujawni źródła informacji o podsłuchach rozmów najważniejszych osób w państwie. Dodał, że części rozmów tygodnik nie opublikował uznając, że byłoby to ze szkodą dla państwa. Odniósł się także do zaprezentowanych przez prokuraturę filmów z akcji w siedzibie tygodnika.

Czy (...) mamy doprowadzić do takiej sytuacji, w której nikt do dziennikarza nie przyjdzie z jakąś informacją, wiedzą, nie dostarczy nam dowodów na przestępstwo? Mamy powiedzieć ludziom: "nie ufajcie nam"? - powiedział naczelny "Wprost" pytany o możliwość ujawnienia źródła informacji, gdyby zdecydował o tym sąd.

Podkreślał odpowiedzialność redakcji, która zdecydowała, by nie publikować tej części nagrania, która dotyczy bezpieczeństwa państwa.

Nie ujawnialiśmy części rozmowy ministra Nowaka z Parafianowiczem, dlatego, że jest tam pewien wątek ważny dla bezpieczeństwa kraju, gdzie się mówi o pewnych negocjacjach z Rosjanami - wyjaśnił Latkowski - Jeśli uznajemy, że jest jakikolwiek cień zagrożenia, nie publikujemy ani nie opisujemy.

"Dwa razy ktoś się zastanowi, gdy wyśle służby do redakcji"

Odnosząc się do działań prokuratury i ABW w redakcji 18 czerwca powiedział, że przekazanie nagrań mogło odbyć się w normalny sposób. Byłem w prokuraturze i okazało się, że można było to zrobić w sposób normalny, pokojowy, bez zakłócania pracy redakcji. Dostarczyłem pliki dźwiękowe mając pewność, że nie ma tam metadanych - mówił naczelny tygodnika.

Dodał, że gdy przyszli funkcjonariusze ABW, poinformował ich, że gotów jest pójść do prokuratury. Podkreślał także, że nie wie, dlaczego nie zarejestrowano całości czynności prowadzonych we "Wprost".

W gabinecie byli przez trzy godziny, powinni zarejestrować wszystkie nasze rozmowy, negocjacje. Nie rozumiem, dlaczego tego nie zarejestrowali, ale może się domyślam - powiedział.

Wyjaśnił, że na nagraniach prokuratury nie ma np. tego, że jeden z prokuratorów był "irytujący", "bezczelnie się zachowywał", "był wyzywający". Mówiliśmy mu, żeby tak się nie zachowywał. Nie rozumiem, dlaczego nie zarejestrowano całości. Może oni czuli, że są to niewygodne dla nich fragmenty? - dodał.

Według dziennikarza "Wprost" Michała Majewskiego, funkcjonariusze i prokuratorzy byli nieprzygotowani. To trwało kilka godzin, nie mieli sprzętu od komputerów, byli niegotowi do wykonania czynności. To się dłużyło, sytuacja była coraz bardziej irytująca - mówił. Dodał, że na nagraniu widać, jak doszło do użycia siły wobec Latkowskiego; sam Latkowski mówił wcześniej, że jeden z funkcjonariuszy wyłamywał mu palce.

Naczelny "Wprost" podziękował mediom za to, że wtedy były w redakcji. Myślę, że dzięki temu coś się stało - dwa razy ktoś się zastanowi, gdy wyśle służby do redakcji - dodał.

(j.)