​Bundeswehra wyśle dwa helikoptery w rejon Seyne-Les-Alpes. To miejsce, gdzie doszło do katastrofy airbusa należącego do linii Germanwings. Niemieckie ministerstwo obrony poinformowało, że o pomoc poprosili Francuzi, prowadzący wciąż akcję poszukiwawczą na tych terenach.

Niemiecka armia na miejsce katastrofy wyśle dwie maszyny wielozadaniowe Bell UH-1D. Śmigłowce pomogą w wydobywaniu ciał i fragmentów samolotu z trudno dostępnego alpejskiego terenu. Lądowy dostęp do miejsca tragedii ułatwia działająca od wtorku tymczasowa droga po skałach.

Z kolei Lufthansa, do której należą linie Germanwings postanowiła, że odwołuje zaplanowany na kwiecień swój jubileusz. Koncern miał hucznie świętować 60 lat swojego istnienia. Uroczystości zostały jednak odwołane po "najczarniejszym dniu w historii firmy" - tak Carsten Spohr, prezes Lufthansy wielokrotnie określał rozbicie airbusa ze 150 osobami na pokładzie.

Nikt nie przeżył katastrofy

Airbus A320 rozbił się w poprzedni wtorek we francuskich Alpach lecąc z Barcelony do Duesseldorfu. W katastrofie zginęło 72 Niemców, 50 Hiszpanów, a także obywatele USA, Maroka, Wielkiej Brytanii, Argentyny, Australii, Belgii, Kolumbii, Danii, Izraela, Japonii, Meksyku, Iranu i Holandii. W czwartek prokuratura w Marsylii poinformowała, że do katastrofy, najprawdopodobniej rozmyślnie, doprowadził drugi pilot.

Intencją drugiego pilota było zniszczenie samolotu - powiedział prokurator Brice Robin. Drugi pilot tuż przed katastrofą był sam w kokpicie. Kapitan przekazał mu kontrolę nad maszyną, wychodząc do toalety. Nie mógł później dostać się do kokpitu, bo - według informacji przekazanych przez prokuraturę - drugi pilot nie wpuścił go.

(md)