Broad Peak - to kolejny wielki cel Anny Tybor. Nasza skialpinistka rusza na wyprawę w Karakorum. Chce wejść na ten ośmiotysięcznik i zjechać z niego na nartach bez używania dodatkowego tlenu z butli. Może tego dokonać jako pierwsza kobieta na świecie i pierwsza Polka. W ten sposób powtórzyłaby swój wyczyn sprzed 2 lat, gdy tak wielki sukces osiągnęła na innym ośmiotysięczniku - Manaslu. "Od początku wiedziałam, że po tym szczycie będą kolejne cele. To uzależnia. Brakowało mi tej adrenaliny, tego spełnienia kolejnego marzenia i dlatego zdecydowałam się na kolejną górę" - opowiada w rozmowie z Michałem Rodakiem dla Radia RMF24. Anna Tybor spędzi na wyprawie 1,5 miesiąca, a atak szczytowy planuje na połowę lipca.
Michał Rodak: Mijają niedługo 2 lata od twojego wyczynu na Manaslu. Jako pierwsza kobieta na świecie i pierwsza Polka zjechałaś na nartach z tego ośmiotysięcznika bez wspomagania tlenem. To był twój pierwszy taki wielki sukces w najwyższych górach świata. To uzależnia? Brakowało ci tego i dlatego wybierasz się teraz na Broad Peak?
Anna Tybor: Tak, oczywiście. To uzależnia. Już od początku wiedziałam, że po Manaslu będą kolejne takie cele. Podejrzewam, że po Broad Peaku będzie podobnie, zresztą już teraz mam je w głowie. Broad Peak jest kolejną górą, kolejnym sprawdzianem przed jeszcze trudniejszym szczytem. Brakowało mi tego. Minęły 2 lata, a już w zeszłym roku chciałam pojechać na tę wyprawę, ale wiadomo, że organizacja takich przedsięwzięć nie jest łatwa i udało się dopiero w tym roku.
A uczucie ze zjazdu z ośmiotysięcznika podczas takiej wyprawy da się z czymś porównać? Da się porównać z czymś te emocje, które wtedy są w głowie?
Wydaje mi się, że chyba byłoby ciężko. Ciężko jest to w ogóle opisać słowami - i samo wyjście na ośmiotysięcznik, i późniejszy zjazd. To trzeba poczuć. Brakowało mi tej adrenaliny, tego spełnienia kolejnego marzenia i dlatego zdecydowałam się na kolejną górę. Mam nadzieję, że to będzie kolejny sukces.
Dreamline Broad Peak 8051 - to hasło twojej najnowszej wyprawy. To dlatego, że to twój wymarzony szczyt, z którego od dawna chciałaś zjechać? Dlatego znowu pojawia się to określenie "dreamline"?
Bardziej chodzi o to, że będziemy szukali troszeczkę innej linii zjazdu niż drogą normalną. To jest po prostu taka wymarzona linia ze szczytu. Takie linie robimy głównie tutaj w Alpach, gdzie możemy sobie znaleźć górę, z której nikt taką linią jeszcze nie zjechał. Wydaje mi się, że na Broad Peaku może też uda nam się tak zrobić, ale to nie jest pewne. Będziemy tego szukać już tam, na miejscu. Niezależnie od tego - tak, jest to moje kolejne marzenie po Manaslu. Chciałam też stworzyć taki cykl pod hasłem "dreamline", a po tym słowie tylko góra będzie się zmieniać na inną i właśnie teraz kolejnym szczytem po wyprawie "Dreamline Manaslu 8163" jest Broad Peak.
To góra, która długo siedziała ci w głowie i dlatego ją teraz wybrałaś, czy po prostu tak bardziej prozaicznie, organizacyjnie wyszło, że akurat tam teraz się wybierasz?
Wydaje mi się, że to jest kolejny etap moich wypraw. Bardziej celuję teraz w górę troszeczkę trudniejszą technicznie, jeśli chodzi o zjazd niż właśnie Manaslu. Podejrzewam, że kolejne zjazdy będą jeszcze trudniejsze. Nie chcę od razu rzucać się na jakąś głęboką wodę i robić nie wiadomo jak ekstremalnego zjazdu na takiej wysokości, ponieważ jeszcze chciałabym mój organizm bardziej przyzwyczaić i zebrać więcej doświadczenia. Byłam przecież tylko na jednym ośmiotysięczniku. To nie jest aż tak dużo, więc chciałabym jeszcze więcej doświadczenia przed jakimiś trudniejszymi rzeczami w tych górach wysokich. Właśnie dlatego padło na Broad Peak. Poza tym Broad Peak jest też dla nas w Polsce ważną górą. Jako pierwsi zdobyliśmy ją zimowo. To i dla mnie ma duże znaczenie.
Po raz kolejny możesz też być pionierką, jeśli chodzi o kobiety, bo znów możesz być pierwszą kobietą na świecie i pierwszą Polką, która z tego szczytu zjechała. Bycie pierwszą ma dla ciebie znaczenie? To też trochę uzależnia?
Nie, dla mnie - szczerze mówiąc - w ogóle to nie ma znaczenia. Dla mnie najważniejsze jest to, by mieć swoje cele i je po prostu osiągnąć. To jest moje marzenie i do tego dążę. Chcę zdobyć tę górę, zjechać z niej i to jest mój cel, a czy jestem pierwszą Polką, czy pierwszą kobietą na świecie? Dla mnie to jakoś bardzo się nie liczy. Wiadomo, że przy okazji to miłe być w czymś pierwszym, ale naprawdę dla mnie najważniejsze jest to, żeby zdobyć tę górę i po prostu z niej zjechać.
To jak ma wyglądać ta linia twojego zjazdu? Rozumiem z tego, co już powiedziałaś, że raczej nie pójdziesz do końca tropem Andrzeja Bargiela i to nie będzie dokładnie ta sama linia, którą on zjeżdżał podczas swojej udanej wyprawy. A może to będzie jakiś wariant wokół tej jego drogi zjazdu?
Tak, to będzie wariant wokół tego. Jeszcze do końca nie jestem pewna, jak to będzie wyglądało, ponieważ musimy to już na miejscu zobaczyć. Mamy ze sobą drony, którymi będziemy tam latać i patrzeć. Podejrzewam, że będziemy to też sprawdzać podczas aklimatyzacji. Na pewno ze szczytu to jest ta sama droga zjazdu, co w przypadku Andrzeja, ale później możliwe, że uda nam się z niższego obozu zjechać na inną stronę. To jeszcze nie jest pewne, więc na razie zobaczymy... Głównym celem jest po prostu wejście i zjazd, a jaką to drogą będzie, jaka będzie ta linia? To się jeszcze okaże zależnie od warunków. Musimy zobaczyć jak będzie ze szczelinami. To już trzeba ocenić na miejscu, bo my tutaj możemy sobie wymarzyć i narysować linię jaką chcemy, a niestety niekiedy realia na miejscu i pogoda są już inne. To szczególnie ważne, bo są to linie już nie tam, gdzie wszyscy chodzą. To nie jest ta droga normalna, a dziewicze tereny, gdzie nikt nie chodzi i nikt nie zjeżdża, więc często jest to coś nowego i musimy to po prostu sprawdzić, żeby było bezpiecznie i żeby wszystko się udało.
A sprawdzałaś jak wyglądają tam w tym roku warunki śniegowe? Jest ryzyko, że nie będą one wystarczająco dobre i realizacja tego celu nie będzie do końca możliwa?
Szczerze mówiąc, jeszcze nie wiem, ponieważ sezon na Broad Peaku jeszcze się nie zaczął. Ciężko jest zobaczyć, co tam się teraz dzieje i jakie są warunki. Wiadomo, że co roku one się zmieniają, więc nawet bazować na tym co było w zeszłym roku jest teraz ciężko. Po prostu, gdy tam przyjedziemy, będziemy mieć na tyle dużo czasu, żeby się zaaklimatyzować i podczas tej aklimatyzacji będziemy po prostu wszystko sprawdzać i działać.
To powiedz o datach związanych z tą wyprawą. Ruszacie już teraz.
W środę wylatujemy i wracamy 30 lipca. Będziemy tam 1,5 miesiąca, a wydaje mi się, że atak szczytowy planujemy na połowę lipca - około 14-15 lipca.
Mówisz w liczbie mnogiej, czyli sama tam nie będziesz. Kto będzie z tobą?
Nie, sama nie jadę. Jadę z moim przyjacielem Francuzem. To Tom Lafaille - młody chłopak z Chamonix, który zjeżdża w Alpach chyba najbardziej ekstremalnymi trasami. Jest przewodnikiem wysokogórskim i bardzo doświadczonym narciarzem. To jest mi najbardziej potrzebne, by był ze mną ktoś, kto jest doświadczony w takich zjazdach po nowych liniach. Oni tutaj w Alpach, w okolicach Chamonix mają głównie te pierwsze zjazdy nowymi liniami, ciężkimi, o wiele bardziej stromymi niż te, którymi my będziemy zjeżdżać. Właśnie dlatego zabieram Toma i będzie z nami jeszcze mój przyjaciel fotograf, który był ze mną na Manaslu - Piotr Drzastwa.
A to oznacza, że będziecie z Tomem zjeżdżać ze szczytu we dwójkę?
Tak, Tom będzie wychodził ze mną. Będziemy razem się aklimatyzować, wychodzić razem i razem zjeżdżać. Wolę mieć kogoś obok, kto będzie mi towarzyszył, zwłaszcza jak są jakieś cięższe zjazdy. Gdzieś tam może trzeba będzie zjechać na linie, bo możliwe, że ta droga jest taka, że nie wszędzie się będzie dało na samych nartach. To też ważne jeśli chodzi o bezpieczeństwo i szczeliny. Wolę, żeby ktoś był obok.
A jest coś, co przydarzyło ci się na Manaslu, a czego teraz trzeba będzie uniknąć? Przychodzą ci do głowy takie błędy z tamtej wyprawy? Co to może być?
Tak, oczywiście. To była moja pierwsza wyprawa, więc wiadomo, że kilka błędów było. Na pewno teraz będę działać więcej w nocy. Spodziewamy się, że tam jest strasznie niska temperatura, ale w dzień, gdy wychodzi się na przykład z obozu drugiego czy trzeciego i jest pełne słońce, piękna pogoda, to jest naprawdę ciepło. Mój organizm ciężko reaguje właśnie na słońce i na takie wysokie temperatury, więc wiem, że na pewno będziemy więcej działać w nocy, gdy jest troszeczkę zimniej. Lepiej jest też wtedy pod kątem warunków śniegowych i lawin, więc dochodzą kwestie bezpieczeństwa. Wtedy na szczycie, gdy ubierałam narty, to zdjęłam też takie ochraniacze z neoprenu z butów, co też się troszeczkę gorzej skończyło, ponieważ miałam lekkie odmrożenia. Wiem, że teraz już tego błędu nie popełnię. Jestem bardziej przygotowana, jeśli chodzi o ogrzewanie stóp, czyli butów. My zjeżdżamy w butach skiturowych, które są o wiele lżejsze i mniej ciepłe niż takie buty wysokogórskie, w których się chodzi. Tutaj niestety musieliśmy pójść na kompromis między wygodnym butem, w którym możemy wyjść do góry i zjechać w nim, ale żeby był też wystarczająco ciepły na takiej wysokości. Tutaj jest dużo różnych rzeczy, które po prostu musimy zrobić, żeby stóp nie odmrozić. O to się najbardziej boję i to był taki błąd, który popełniłam na Manaslu i teraz go na pewno nie popełnię.
A jeśli chodzi o aklimatyzację, to jak wtedy zniosłaś dużą wysokość? Szybko sobie z tym radziłaś? Ludzie różnie na to reagują. Niektórzy błyskawicznie się do tego dostosowują, a niektórym zajmuje to więcej czasu. Jak to jest u ciebie?
Na szczęście jakoś bardzo szybko się aklimatyzuję. Moje ciało dobrze reaguje na taką wysokość. Nawet jeśli chodzi o spanie w różnych obozach, to zazwyczaj śpię w miarę dobrze. Wydaje mi się, że pod tym względem będzie okej. Zobaczymy oczywiście też na miejscu. W Pakistanie nigdy nie byłam, więc to też jest mój pierwszy raz. Zobaczymy jak tam ten organizm zadziała. Jeśli chodzi o treningi, jestem przygotowana. Jestem po całym sezonie skiturowym, po zawodach, więc wydaje mi się, że forma jest, a tę wyższą aklimatyzację będziemy już robić na miejscu. To jest też dobre, ponieważ podczas tej aklimatyzacji poznajemy całą drogę na szczyt i możliwości zjazdu, o których wcześniej mówiliśmy, więc to jest bardzo potrzebne.
Wspomniałaś o swojej karierze zawodniczej, skialpinistycznej. Jak ty to łączysz? Trening jest podobny czy przez to, że masz przed sobą taką wysokogórską wyprawę, musiałaś jednak trochę startów odpuścić i potrenować troszkę inaczej?
Nie, wydaje mi się, że jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne do wyższych gór, do takich wypraw, to trening skiturowy i zawody to bardzo dobre przygotowanie. Są to bardzo wyczerpujące zawody. Startujemy na przykład w Pierra Mencie - to czterodniowe zawody, gdzie codziennie mamy do pokonania 2,5 tysiąca metrów przewyższenia, więc to jest po kilka godzin dziennie rywalizacji. Wydaje mi się, że tutaj takie przygotowanie pod zawody i w ogóle starty przez cały sezon to jest super przygotowanie przed takim wyjściem w góry. Wiadomo, że później trzeba dodać różne elementy, czyli na przykład wyjście w cięższych butach. My jesteśmy przyzwyczajeni do takich bardzo leciutkich, karbonowych butów, a to wiele zmienia. Podobnie jest, jeśli chodzi o ciężar plecaka - to są bardzo lekkie rzeczy, te które mamy na zawodach, a tutaj jednak dochodzi duży ciężar, ponieważ my wynosimy wszystko na swoich plecach. My nie będziemy mieć tam Szerpów, już od bazy. Mamy tylko agencję zapewnioną do bazy i tam Szerpów, którzy przeniosą nasz sprzęt, a już wyżej działamy sami, więc jesteśmy tylko we dwójkę. Musimy wszystko wynieść - te wszystkie namioty i śpiwory do góry, a później podczas jazdy musimy zebrać wszystkie trzy obozy. To też logistycznie będzie pewnie ciężkie, zwłaszcza jak będziemy zjeżdżać jakąś inną linią. Podejrzewam, że będziemy musieli wrócić po to, żeby wszystkiego u góry nie zostawiać. Jeśli chodzi o sam trening, dochodzą tylko dodatki - więcej siłowni, ale głównie opieram się o to przygotowanie, które miałam pod zawody.
A ile w takim normalnym dla siebie roku spędzasz czasu w górach - poza tym, że w nich mieszkasz? Ile dni zajmują ci zjazdy, treningi, zawody?
Ciężko powiedzieć. Ja tak naprawdę trenuję codziennie. W lecie każdego dnia biegam po górach, a w zimie to samo na nartach. Mam tylko jeden dzień odpoczynku w tygodniu, a reszta to codzienny trening.
Całe twoje życie wciąż jest związane z Alpami? Nadal mieszkasz we włoskich Alpach? To się nie zmieniło?
Nie, teraz akurat mieszkam w Chamonix. Przeprowadziłam się i od roku mieszkam we Francji. Są tu troszeczkę wyższe góry niż we Włoszech, niż w Livigno, w którym mieszkałam. Możliwe są bardziej techniczne zjazdy i tutaj naprawdę podszkoliłam się, jeśli o to chodzi. Cieszę się bardzo, ponieważ jest tu dużo takich żlebów, kuluarów, które mam na liście i którymi chcę zjechać. Pod to też trenuję - to nie tylko przygotowanie fizyczne, ale ważna jest też głowa i technika. Cieszę się więc, że tutaj się przeprowadziłam. Chamonix jest niesamowitym miejscem pod względem tych rzeczy, które ja robię praktycznie na co dzień. Mam na myśli właśnie bieganie, ale też wiele osób lata tutaj na paralotni, więc ja też z nimi latam. Lubię połączenie hike&fly z nartami, czyli wyjścia z nartami i zloty na paralotni. To takie idealne miejsce dla ludzi jak ja, którzy robią dużo rzeczy w górach. Jest tutaj wszystko. W Livigno brakowało mi troszeczkę wspinania, więc postanowiłam się tutaj przeprowadzić.
Chyba trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce do takiego życia. A wracasz jeszcze do Zakopanego i w Tatry? Można cię tam jeszcze spotkać czy to teraz rzadkość?
Oczywiście, wracam zawsze z sentymentem. Ostatnio startowałam w mistrzostwach Polski. Wracam jak tylko mam czas, jak tylko mogę. Wiadomo, że ciężko jest niekiedy pogodzić pracę, zawody, wyjazdy i wszystko, żeby przyjechać jeszcze do Polski, ale jak tylko mogę, jak tylko mam czas, to wracam. Można mówić, co się chce - Alpy są piękne, Himalaje są piękne, ale nasze Tatry i tak będą zawsze dla mnie najpiękniejsze. Zawsze będą miały pierwsze miejsce u mnie w sercu.
Najpierw był Andrzej Bargiel, później ty zjechałaś z Manaslu, a teraz doszedł Bartek Ziemski, który ma już na koncie zjazdy z czterech ośmiotysięczników. Możemy powiedzieć, że teraz nasza specjalnością jest nie himalaizm, a skialpinizm?
Nie, nie wydaje mi się, że aż tak. Jest nas na razie teraz trójka, ale mam nadzieję, że będzie więcej osób. Bardzo się cieszę i strasznie gratuluję Bartkowi, że teraz zjechał z dwóch szczytów - najbardziej z Dhaulagiri, bo wiem, że dużo osób próbowało zjechać w zeszłym roku. Moi znajomi próbowali wtedy zjechać z tego szczytu i im akurat się nie udało przez warunki pogodowe. Gratuluję Bartkowi i Annapurny, i Dhaulagiri. Wydaje mi się, że tak jak w zimowym himalaizmie byliśmy pionierami i było nas dużo, tak może i w tym będzie nas coraz więcej. Bardzo by mnie to cieszyło. Im więcej ludzi, tym lepiej. Cieszę się, że dużo osób właśnie z Polski tak działa i robi coś nowego, coś innego.
Kiedyś zobaczymy was wspólnie na jakiejś wyprawie czy to jest coś raczej bardziej dla solistów i dlatego dobrze się w tym wszyscy osobno spełniacie?
Nie, wydaje mi się, że to zależy od każdego z osobna. Ja akurat nie mam problemu z wyprawą z kimś i dlatego jadę teraz z Tomem. Zawsze wolę to robić w dwie osoby. Nawet tutaj na żleby w Alpach wolę wybierać się z kimś. To ważne dla głowy i bezpieczeństwa. Gdyby coś się stało, to zawsze jest jeszcze ta druga osoba. Poza tym są też jeszcze sprawy logistyczne. Zawsze jest się kogo poradzić. Co dwie głowy, to nie jedna, więc gdyby kiedyś była taka propozycja, to ja jestem bardzo na tak. Nie ma dla mnie problemu.
Możesz wesprzeć tę wyprawę Anny Tybor na Broad Peak. Kliknij TUTAJ!