Tureccy deputowani do parlamentu nie zgodzili się wczoraj na rozmieszczenie w ich kraju amerykańskich wojsk lądowych. Z obecnych na sali obrad 534 deputowanych, wniosek poparło tylko 264. Przeciwko było 251, wstrzymało się od głosu 19 posłów.

Bezpośrednio po głosowaniu z Ankary napłynęły relacje, że wniosek rządowy został przyjęty. Jednak w chwilę później opozycja zgłosiła zastrzeżenie do takiej interpretacji wyniku głosowania, twierdząc, że w tego rodzaju głosowaniu nie wystarcza zwykła większość. Okazało się, że miała rację.

Przyjęcie wniosku miało umożliwić Amerykanom wysłanie do Turcji 62 tys. żołnierzy, co pozwoliłoby im w wypadku wojny z Irakiem na otwarcie drugiego frontu - północnego, obok południowego - od strony Kuwejtu.

Rzecznik ambasady amerykańskiej w Ankarze oświadczył po głosowaniu, że Stany Zjednoczone szanują tę decyzje jako wynik demokratyczny. Zapewnił również, że stosunki amerykańsko-tureckie nie są zagrożone.

Pentagon: Poradzimy sobie bez Turcji

Rzeczniczka Departamentu Stanu powiedziała jednak, że Stany Zjednoczone zabiegają o wyjaśnienie wyniku głosowania, skoro najpierw mówiono o przyjęciu, a dopiero później o odrzuceniu wniosku.

Rząd w Ankarze też nie jest zadowolony z decyzji parlamentu. Waszyngton obiecał Turcji wielomiliardową pomoc finansową. Teraz może ona przepaść.

Podczas debaty i głosowania w parlamencie, ok. 50 tys. ludzi demonstrowało w Ankarze przeciwko wojnie z Irakiem. Nie chcemy być marionetkami amerykańskimi, Precz z imperializmem amerykańskim - skandowali demonstranci otoczeni przez 5 tys. policjantów.

07:20