Przynajmniej tak twierdzi rektor UW. Katarzyna Chałasińska-Macukow i rektorzy innych polskich uczelni wyższych domagają się wprowadzenia powszechnie płatnych studiów. Minister nauki nie chce się na to zgodzić. Nie wiadomo czy to wina tej konkretnej różnicy zdań, ale Pani rektor nie szczędziła dziś Barbarze Kudryckiej złośliwości...

Ta wymiana zdań towarzyszyła prezentacji przygotowanej przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich "Strategii Rozwoju Szkolnictwa Wyższego".

Naukowcy domagają się w niej - między innymi - wprowadzenia powszechnego czesnego od 2015 roku. Miałoby ono być w wysokości jednej czwartej średnich kosztów kształcenia w uczelniach publicznych. Takie samo na każdym kierunku. Budżet państwa finansowałby resztę.

Za studia płaci teraz milion trzysta tysięcy studentów (60 procent wszystkich studiujących). Siedemset tysięcy uczy się za darmo.

Według rektorów bez dodatkowego zastrzyku pieniędzy polskie uczelnie zostaną w europejskim ogonie. Potrzebne są dobrze wyposażone sale, laboratoria, pomoce naukowe. Propozycja dla ubogich studentów? Specjalne kredyty, za które będą mogli finansować swoją naukę. Pożyczki miałoby oczywiście poręczać państwo. O stypendiach - na których oparte jest światowe niepubliczne szkolnictwo wyższe - cicho sza.

Na reakcję studentów nie trzeba było długo czekać. Sprzeciwiają się odpłatności za drugi kierunek studiów, a co dopiero mówić o obowiązkowym czesnym dla wszystkich.

Wprowadzenie proponowanych przez rektorów rozwiązań wymagałoby zmian w Konstytucji. Na te się na razie nie zanosi, więc studenci studiów dziennych mogą spać spokojnie.