Dopiero w czwartek minister zdrowia zabierze głos w sprawie listy leków refundowanych. Mimo że od kilku dni pacjenci okupują apteki i nie wiedzą, co ich czeka po pierwszym stycznia, Bartosz Arłukowicz konsekwentnie milczy już czwartą dobę.

Politycznie za chaos z lekami odpowiedzialna jest też poprzednia szefowa resortu zdrowia Ewa Kopacz oraz premier Donald Tusk. Arłukowicz musi gasić pożar, choć to nie on jeden podłożył ogień. Obecny minister najwyraźniej nie udźwignął problemu twardych negocjacji z firmami farmaceutycznymi. Być może również zaczął je za późno lub nie miał ochoty na konfrontację.

Nową ustawę refundacyjną prezydent podpisał pod koniec maja. Na przygotowanie listy było aż siedem miesięcy. Większość tego czasu miała była szefowa resortu zdrowia Ewa Kopacz. Nowe rozwiązania, stałe marże i ceny hurtowe to jej autorski pomysł, zachwalany, kiedy Sejm pracował nad ustawą. Po to są te zmiany, żeby było lepiej. Nie po to tak ciężko pracuję, żeby pacjentom było gorzej- mówiła wtedy minister.

Kopacz porzuciła swoje "dzieło" przed finałem, żeby zamienić stołek ministra na fotel marszałka Sejmu. Był to zresztą pomysł premiera, który po wyborach zajął się meblowaniem partyjnego podwórka. Od dokończenia reformy rękami jej autorki, ważniejsza było przesunięcie Kopacz do Sejmu, aby zablokować Grzegorza Schetynę.

Dzięki takim roszadom Donalda Tuska, była minister zdrowia może powiedzieć: to nie moja lista leków refundowanych a obecny minister: to nie moja ustawa refundacyjna. Premier milczy a pacjent czeka.