0.       U poetyckich stóp albo bezbarwny pedicure 

Gdy wymyślone zdarzenia biją się o popularność z tymi prawdziwymi, dziennikarze powinni umieć nadążyć za tą nową deontyczną tendencją. Deontyczną, czyli dotyczącą zdań i zadań, które są nakazane oraz zakazane. Od dłuższego czasu próbuję zmierzyć się z tym wyzwaniem, ukazując własne podejście do zawodu żurnalisty, do reporterskiej profesji i do etosu pismaka. Na ile mogę sobie pozwolić w dziennikarskiej dziedzinie wiedzy? Czy ta wiedza może przerodzić się w naukę tajemną? Oto kolejna odsłona mego gonzo-gnozo, gatunku inspirowanego żarliwą reportażową i życiową postawą pisarza Huntera S. Thompsona oraz syntetyczną filozofią politycznej gnozy Erica Voegelina. Przypomniawszy podstawowe założenia nowatorskiego gatunku, pytam: co mi wolno, a co ... szybko?       

1.       wArs poetica czyli poetycki sztukamięs

Są trzy podstawowe gatunki wieści. Cała reszta jest ich pochodną. Mamy: lirykę ćwierków, epikę depesz, oraz dramat nudnych wywiadów. Oto klasyczne przykłady "dosłownie z ostatniej chwili".

A.      Po lirykę ćwierków zaglądam na fejkowe konto na Twitterze podpisane: "Sean Spicier". To jakby Sean Spicer - rzecznik Białego Domu - tylko "na ostro" (po angielsku "spicier"). Pikantny wpis brzmiał bardzo sensacyjnie. "Kolejna notatka Comeya została odnaleziona".    

"DEMOKRACI SOM DURNI" - tak można przetłumaczyć tę nową rzekomą notatkę zwolnionego przez prezydenta Donalda Trumpa szefa FBI Jamesa Comeya. Słowo wyjaśnienia dla niezorientowanych w meandrach aktualnej polityki w Stanach Zjednoczonych. Ten twitterowy wpis jest parodią mitycznej notatki Comeya, którą opisała nieprzychylna prezydentowi liberalna gazeta "The New York Times". Dziennikarze twierdzili, że szef Federalnego Biura Śledczego sporządził dokument po rozmowie z prezydentem, aby opisać jak Donald Trump rzekomo naciskał na zamiecenie pod dywan śledztwa w sprawie kontaktów z Rosjanami prezydenckiego doradcy do spraw Bezpieczeństwa Narodowego gen. Michaela Flynna. Fejkowa notatka : DEMOKRACI SOM DURNI, to celna riposta zwolenników Trumpa. To odpowiedź na zmasowaną antytrumpowską kampanię Demokratów i sprzyjających im mediów, którą prawicowy dziennikarz Matt Drudge nazwał dosadnie "Comey’s revenge" ("zemsta Comeya").       

B.      Po epikę depesz sięgam do portalu drudgereport.com, który codziennie dostarcza mi sporej porcji linków do najważniejszych i najciekawszych dla mnie wydarzeń. Kiedy poprzedni dowcip pozwolił mi odetchnąć od dusznej nagonki na prezydenta, teraz już czas spoważnieć.   

Donald Trump zaczyna realizować projekt stworzenia "arabskiego NATO". Donald Trump wykorzysta podróż do Arabii Saudyjskiej, aby ogłosić jedną z największych transakcji zbrojeniowych w historii Stanów Zjednoczonych - sprzedaży uzbrojenia za sumę od 98 mld do 128 mld $ (350 mld $ w ciągu dziesięciu lat). Jak napisał "The Washington Post" umowa będzie elementem szerszego planu. To "kamień węgielny" strategicznej propozycji prezydenta USA. Trump zachęca państwa Zatoki Perskiej do utworzenia własnego sojuszu polityczno-wojskowego nazywanego "arabskim NATO". Pakt Północnoatlantycki składa się z 28 państw na czele z USA. Trump był wcześniej otwartym krytykiem Sojuszu, jednak po spotkaniu twarzą w twarz z natowskim szefem Jensem Stoltenbergiem zmienił zdanie i stwierdził. że Pakt nie jest już przestarzały.  Biały Dom zapowiedział, że prezydent USA zaproponuje NATO jako wzorzec dla sojuszu arabskiego, który będzie zwalczał  terroryzm i trzymał Iran w szachu. Saudyjski książę Mohammed bin Salman rozpoczął negocjacje w tej sprawie wkrótce po wyborach w USA w 2016 r. Wysłał wówczas delegację do Trump Tower, aby spotkać się z zięciem prezydenta Jaredem Kushnerem, mianowanym doradcą ds. umów handlowych i Bliskiego Wschodu.

Idea arabskiego NATO nie jest nowa. W 2015 r. toczyły się rozmowy o stworzeniu sił reagowania w Egipcie. W  ich skład wchodziłoby około 40 000 żołnierzy z Egiptu, Jordanii, Maroka, Arabii Saudyjskiej, Sudanu i kilku innych państw Zatoki Perskiej. "Siły reagowania" miałyby strukturę dowodzenia podobną do NATO, z żołnierzami opłacanymi przez poszczególne kraje członkowskie oraz Radę do spraw Współpracy Państw Zatoki Perskiej. Jednak napięcia w regionie i wielowiekowe spory uniemożliwiały do tej pory powołanie Paktu. Administracja Trumpa jeszcze nie rozwiązała tego problemu, ale doktryna "America First" napędza chęć zawarcia zbrojeniowej transakcji oraz takiego sojuszu - NATO-podobnej struktury wojskowej wzmocnionej militarnym zaangażowaniem USA. Jeśli to by się powiodło - oświadczył urzędnik Białego Domu- Stany Zjednoczone wezmą jeszcze większą  odpowiedzialność za bezpieczeństwo w regionie. A sprzedaż broni da miejsca pracy Amerykanom. Donald Trump jedzie do Rijadu 20 maja, po czym uda się do Izraela, Watykanu i Włoch na szczyt G-7.

C.      Po dramat nudnych wywiadów sięgam po amerykański telewizyjny odpowiednik "Gazety Wyborczej" w naszym kraju czyli telewizję CNN (zwaną przez spostrzegawczych widzów w Stanach Zjednoczonych "Clinton’s News Network" czyli Medialną Tubą Clintonów).

Donald Trump opiera swoją prezydenturę na czterech słowach. - kpi w tytule CNN. I donosi:   

Na wspólnej konferencji prasowej z prezydentem Kolumbii Juanem Manuelem Santosem prezydent Donald Trump otrzymał pytanie: czy naciskał na dyrektora FBI Jamesa Comeya do spowolnienia lub zakończenia śledztwa w sprawie doradcy ds. Bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna?

- Nie. Nie. Następne pytanie - odpowiedział Trump.

CNN niesłusznie się zżyma. Na tak zadane pytanie może być tylko krótka odpowiedź: tak lub nie. Donald Trump wybrał tę drugą. Powtórzył ją, dla utrwalenia w głowie dziennikarza. I przeszedł płynne do następnej kwestii.   

2.       Ilustracje z górnej półki - czas kiedy skały stały do góry doliną. 

"Już niemożliwe do rozróżnienia grube warstwy bieżących wydarzeń pogrążających się w mirażach, plus te ostentacyjne orientacyjne znaki dla niepoznaki pokryte farbą brooklyńskiego brudu, oraz maska tak płaska jak sama jamajska twarz, twarzoczaszka jednocześnie życionośna i śmierciogenna" - tak właśnie sobie zatytułowałem ten obraz bez tytułu, płótno sławnego Jeana-Michaela Basquiata, kumpla jeszcze słynniejszego Andy’ego Warhola, sprzedane na aukcji w nowojorskim domu Sotheby’s za prawie 111 000 000 $.  To ponoć rekordowa cena na aukcji za pracę amerykańskiego artysty. Obraz Basquiata zakupił japoński kolekcjoner i przedsiębiorca z branży elektronicznej Yusaku Maezawa. Stoczył w Nowym Jorku pasjonującą 10-minutową bitwę licytacyjną. Twierdzi, że swoje nowojorskie trofeum wystawi w swoim japońskim muzeum w Chiba. Wcześniej ekspresjonistyczne dzieło amerykańskiego twórcy znajdowało się w prywatnej kolekcji, kupione na aukcji w 1984 roku. Wtedy, aby mieć to płótno wystarczyło wyłożyć 19 000 $.  Basquiat zmarł z przedawkowania dragów ledwie cztery lata później. Należał do słynnego "klubu 27"(ang. Forever 27 Club), jak się w kulturze masowej określa grupę artystów, przede wszystkim  muzyków, którzy odeszli z tego świata mając  27 lat. (Brian Jones, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison, Kurt Cobain, Amy Winehouse). Basquiat zaćpał się speedballem , jak nazwano mieszankę środka pobudzającego (upper) i środka hamującego (downer), na przykład kokainy i heroiny. Speedball wykończył np. amerykańskich aktorów -Johna Belushiego i Rivera Phoenixa, a także Layne’a Staleya frontmena legendarnej grupy Alice in Chains.

Przeglądam wybrane strony elektronicznej książki "The 27s: The Greatest Myth of Rock & Roll" napisanej przez Erika Segalstada i zilustrowanej przez Josha Huntera. Ten ostatni w rozmowie z portalem The Huffington Post tak reklamuje swoje obrazy: One opowiadają także swoją własną historię. To są te inne warstwy, te ukryte symbole i zaszyfrowane komunikaty, które - jeśli będziesz czujny i na nie otwarty - zorientujesz się, że upakowaliśmy w tym tomie dodatkowe treści. Książka odkrywa moc liczby 27 w nawiązaniu do matematyki, astrologii i numerologii. 27 to księżycowy cykl księżycowy. 27 symbolizuje wstępowanie duszy do swojego Stwórcy. Czytam urywki pełne treści okultystycznych, pitagorejskich, ezoterycznych, hermetycznych podanych w popkulturowej formie. Komiksowym "wykładowcą" tych nauk tajemnych jest gitarzysta The Rolling Stones Keith Richards.   

3.       Sczytywanie i szczytowanie czyli libido boli

Eksperci ostrzegają: rozwój wirtualnej pornografii może doprowadzić do tego, że wzgardzeni kochankowie byliby w stanie stworzyć awatary swoich byłych partnerów, by uprawiać z nimi zdeprawowane i pełne przemocy akty seksualne. Naukowcy z uniwersytetu w Newcastle badali możliwości pornograficznej wirtualnej rzeczywistości, która umożliwia użytkownikom wejść w erotyczne sytuacje przy użyciu zestawów, takich jak Oculus Rift -gogle wirtualnej rzeczywistości stworzone przez firmę Oculus VR- albo Playstation VR, która również pozwala na doświadczanie sztucznej hiperrealistycznej trójwymiarowości. Uczeni ostrzegają jednak, że takie urządzenia pozwalają ludziom na doświadczenia ekstremalne, poniżające w niepokojąco "prawdziwym" świecie, co wywołuje pytania o legalność, zgodność z prawem takich działań. Zespół naukowców alarmuje, że wraz z dostępnością sprzętu kreującego obrazy w 3D oraz rosnącego rynku pornografii DIY ("Do It Yourself" -"Zrób To Sam") modele zaprojektowane według prawdziwych osób mogą posłużyć w przyszłości za przedmioty tzw. pornografii zemsty ("revenge porn"). Uczeni wezwali producentów, aby wyznaczyli ramy, granice tego, co można zobaczyć za pomocą ich technologii. Kierujący badaniami Matthew Wood przyznał: Pornografia zemsty jest już nielegalna, ale niewiele można tu wskórać. Na tym wczesnym etapie chcemy zwiększyć świadomość problemów w przyszłości.

Wirtualna rzeczywistość dopiero się zaczyna pojawiać, wraz z uruchomieniem kilku zestawów m.in. przez Facebook, Playstation i Google pod koniec 2016 roku. Aby przekonać się, jaka może być przyszłość wirtualnej pornografii, badacze poprosili 45 osób, aby na ochotnika stworzyły swoje idealne erotyczne fantazje w 3D. Był też jednak  drugi scenariusz, w którym wolontariusze zostali zaproszeni do przełamywania seksualnych tabu. Badacze odkryli, że te fabuły często wykraczały poza to, co można byłoby zaakceptować w prawdziwym życiu. W tych wirtualnych scenariuszach pojawiały się gwałtowne obrazy, w których mężczyźni dokonują poniżających aktów seksualnych wobec kobiet lub poniżają się sami. Mathiew Wood podsumował: Odkryliśmy, że dla większości ludzi potencjał wirtualnej pornografii otworzył drzwi do pozornie ‘doskonałego’ doświadczenia seksualnego - scenariusza, który w realnym świecie nie mógłby zaistnieć. Dodał jednak, że dla innych oznaczało to przesuwanie granic, często ku wyraźnie brutalnym obrazom, a z obecnych badań nad pornografią wynika, że otwieranie się na odziaływanie podobnych treści może uzależniać i wywoływać potrzebę coraz bardziej ekstremalnych przeżyć". Naukowcy ostrzegają, że zdolność do stworzenia "idealnego scenariusza" może zniszczyć związki w realnym świecie. Zespół uczonych ostrzegł również, że wzrost trójwymiarowej pornografii  może zwiększyć poziom seksizmu oraz wyzysku kobiet. Jesteśmy już owładnięci obsesją na punkcie ciała. Przemysł cyfrowy podąża za tą tendencją, tworząc obrazy idealnej wirtualnej kobiety od Lary Croft do sex-cyborgów, erotycznych robotów. Nasze badania wskazują nie tylko na ciągłe dążenie do perfekcji, ale także na przeplatanie się rzeczywistości i fantazji. Rodzą się pytania o granice przyzwolenia na ekstremalne sceny z udziałem  wykreowanych trójwymiarowych modeli prawdziwych ludzi. Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? To już było. Czy androidy będą śniły o swych elektronicznych oprawcach? - oto jest pytanie, panie Dick.