Spotyka się trzech kolegów. Piją alkohol. Dużo alkoholu. Impreza się kończy, wszyscy wsiadają do samochodu. Nie ma różnicy, który prowadzi, bo każdy z nich wykonał pierwszy, nieodwracalny krok... W stronę morderstwa.

Ta sytuacja, którą opisałam była wymyślona, bo nie wiemy tak naprawdę, jak 32-latek i jego dwaj koledzy, 26- i 28-latek, doprowadzili się do stanu, w którym być nie powinni, wsiadając do samochodu w niedzielny wieczór.

Wszyscy mieli około 2 promili alkoholu w organizmie. Kierował najstarszy i to on (według świadków) wjechał na przejściu dla pieszych w prawidłowo przechodzące dwie osoby: 10-letniego chłopca i 63-letnią kobietę. Zginęli niewinni ludzie idący na drugą stronę ulicy prawidłowo, przy palącym się zielonym świetle.

Trzej pijani jeszcze trzeźwieją. Gdy odzyskają pełny kontakt z rzeczywistością (być może jeszcze w poniedziałek) zostaną przesłuchani, kierowca zapewne usłyszy zarzuty.

I CO Z TEGO ???

Mówienie, pisanie, apelowanie do trzeźwych, żeby nie wsiadali do samochodu, kiedy już napiją się alkoholu, wydaje się nie mieć sensu. Jak trzeźwy, może nawet rozsądny człowiek ma zrozumieć pijanego potencjalnego mordercę, jakim się staje, kiedy we krwi zaczynają krążyć promile???