Racja jest jak d..a, każdy ma swoją – powiedział kiedyś – z właściwą sobie delikatnością, Marszałek. Z prawdą o debacie i jej oceną jest podobnie. Każdy ma własną. Z reguły taką – jakie poglądy miał przed debatą. Fani AD orzekli, że Duda był lepszy, bo zyskał na waleczności, ostrości i zadziorności. Zwolennicy BK stwierdzili, że to Komorowski wygrał, bo prezentował się godnie i „prezydencko”. Co ciekawe – dla jednych i drugich, to co uznawali za wadę swego kandydata w poprzedniej debacie, tym razem było wadą jego rywala. Duda był niegrzeczny? I bardzo dobrze, pokazał, że ma ikrę i umie być twardy! Komorowski za bardzo się bronił? Świetnie, udowodnił, że jest ponad ataki AD!

Bez wątpienia - obraz tego starcia mocno odbiegał od tego, co działo się w niedzielę. AD zresztą sporą jego część poświęcił zresztą nadrabianiu strat z pierwszej debaty i odpowiadaniu na pytania i zarzuty, które wcześniej przemilczał. Był ostry, kąśliwy, stosował sztuczki takiej jak ta z flagą, nie mówił do BK per "panie prezydencie" i wbijał rywalowi szpilę. Mówił szybko, bardzo szybko, czasami z tej szybkości aż gubił wątki. I przez większą część starcia sprawiał wrażenie znacznie bardziej energicznego. BK z kolei mówił z większym namaszczeniem i namysłem, sprawiał jednak wrażenie nieco poddenerwowanego i wyprowadzonego z równowagi. Sięgał po, używane już wcześniej, "anty-dudowe" tezy, używał też nowych, acz ich moc nie była zbyt wielka. Im dalej w debatę, tym BK coraz bardziej niwelował wrażenie pasywności i defensywności. Jego końcówka i mowa podsumowująca mogły nieco zmienić ogólne wrażenie

***

6 milionów 341 tysięcy 136 - tyle osób, wg badań telemetrycznych, obejrzało drugą debatę. Dużo - z punktu widzenia oglądalności, ale jednak o ponad cztery miliony osób mniej niż pierwszą. Zdecydowały oczywiście w dużej mierze tzw. względy obiektywne - niedzielna debata była na dwóch "dużych" antenach, sprzyjał jej i dzień tygodnia i godzina. Ale tez pewnie fakt, że wyborcy byli jej bardziej złaknieni. To chyba dobra wieść dla BK - wygląda, że to pierwsza debata ukształtowała wizerunek obu kandydatów w głowach większej liczby wyborców.

***

Znaczenie debat dla tych wyborów okaże się ogromne - jeśli wygra BK, i niekluczowe - jeśli wygra AD. Wydaje się bowiem, że o ile pierwsza debata odegrała niezwykle istotną rolę - zmieniła sondażowe trendy, dała otuchę wyborcom BK, nadała jego kampanii więcej impetu i że gdyby nie ona - to sądząc po przewadze jaką miał przed nią Duda, już dziś moglibyśmy ogłaszać, kto będzie zwycięzcą wyborów, to ta druga - zważywszy i na oglądalność i na to, że wyborcy mają już bardziej skrystalizowane opinie - nie będzie miała już takiej siły. Jeśli będzie miała jakąś moc - to moc mobilizacji tych, którzy wahali się, czy iść do urn. Jej temperatura i emocje w studiu mogą zachęcić część wyborców, by jednak zagłosowali w niedzielę.  

***

Ostatni dzień kampanii to prawdziwy maraton. A w przypadku AD - nawet ultramaraton. Kandydat PiS nie położył się spać i jeździ od północy po Polsce - był już w piekarni, szpitalu, na dworcu.... Jeśli wytrzyma to fizycznie - to chapeau bas. BK ma odrobinę mniej ambitny plan, ale i on odwiedzi i parę "swing states" - gdzie można zdobyć jeszcze parę głosów i Pomorze - by umocnić poparcie w mateczniku PO.

***

O północy - wyborcza cisza. Kończąca kampanię, która miała być krótka, mało intensywna i z przewidywalnym finałem, a dostarczyła emocji jakich w naszych wyborach nie było od lat. Zaciętą i wyrównaną batalię wieńczą sondaże, które nie pokazują jej jednoznacznego zwycięzcy i prorokują niepewność w niedzielny wieczór, a może i poniedziałkowy poranek.