Poseł Sprawiedliwej Polski Arkadiusz Mulaczyk odda pieniądze pobrane na zagraniczną delegację - ustalił dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda. To ciąg dalszy tak zwanej afery madryckiej z wyjazdami posłów. Mularczyk jest w grupie sześciu posłów, których szef Kancelarii Sejmu poprosił o wyjaśnienia w sprawie nieścisłości dotyczących rozliczeń zagranicznych wyjazdów.

Chodzi o 50 euro, czyli jednodniową dietę na wyjazd do Francji. W przeliczeniu to nieco ponad 200 złotych. Wiceprzewodniczący Sprawiedliwej Polski przeprasza i tłumaczy, że to wszystko przez pośpiech. Arkadiusz Mularczyk skrócił wyjazd do Strasburga o jeden dzień, bo wracał na głosowania do Sejmu.

To była sytuacja nagła, niezaplanowana. Był telefon: wracajcie wracajcie, bo są ważne głosowania - opowiada w rozmowie z naszym dziennikarzem. Przez ten pośpiech - jak twierdzi - zapomniał o uporządkowaniu rozliczenia diet. Oczywiście wyjaśniłem całość. Przeprosiłem i poprosiłem o potrącenie mi tych pieniędzy - dodaje poseł.

Arkadiusz Mularczyk apeluje, żeby nie wiązać go z trójką posłów wyrzuconych niedawno z Prawa i Sprawiedliwości, którzy mieli brać tysiące złotych na fikcyjne podróże samochodami. Audyt poselskich wyjazdów wykazał, że  trzech posłów miało dopuścić się sporych nadużyć, a pozostała szóstka drobnych nieścisłości - jak to określił niedawno Marszałek Sejmu Radosław Sikorski. Mularczyk jest w tej drugiej grupie.