Eurodeputowani dyskutowali we wtorek w Parlamencie Europejskim na temat portalu dyskryminującego Polaków pracujących w Holandii. Domagali się między innymi dokładnego sprawdzenia, czy ksenofobiczna strona uruchomiona przez Partię Wolności, na czele której stoi Geert Wilders, działa legalnie. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Nasi rodacy są bowiem traktowani w Holandii jak obywatele drugiej kategorii.

Zobacz również:

Korespondentka RMF FM rozmawiała z Polakami pracującymi w Bredzie i Tilburgu w Holandii. Jeden z jej rozmówców podkreślił, że wioząc córkę do szkoły usłyszał od niej pytanie: "Tato, czy to źle, że jesteśmy Polakami"? Inny nasz rodak dodaje: "To, co wielu ludzi brało za tolerancję, było obojętnością". Mimo że jestem Polakiem nie jestem psem, a tutaj różne rzeczy się dzieją - podkreśla rozmówca dziennikarki RMF FM. Pracodawcy mają zupełną władzę nad pracownikami. Jeżeli np. zostanie doniesione, że rozmawiałem z radiem, można zostać zwolnionym - dodają.

Ogród Marzeń po holendersku

Kemping w Kaatsheuvel, gdzie mieszkają Polacy po holendersku nazywa się "Droomgaard", czyli "Ogród Marzeń". Jest podzielony na część "lepszą", czyli holenderską i "gorszą", czyli polską. Dla Polaków to miejsce to piekło, a za warunki odpowiada firma, która organizuje dla naszych rodaków pracę tymczasową.

"Osobiście szczęśliwie już zakończyłem współpracę z firmą która kwateruje ludzi w takich warunkach. Są one faktycznie fatalne: 10, 12 stopni po powrocie z pracy to jednak zbyt niska temperatura by funkcjonować normalnie" - napisał na Gorącą Linię RMF FM pan Krzysztof. Zobacz zdjęcia naszego internauty.

Zobacz film o tym jak mieszkają nasi rodacy Ogrodzie Marzeń

Część parku na terenie osiedla przeznaczona jest wyłącznie dla Holendrów. Jest tam basen, plac zabaw i wysoki standard mieszkań. Polakom tam wchodzić nie wolno. Mieszkają w polskim gettcie, płotem oddzielonym od części holenderskiej. Nie ma tam parkingu, tylko szczere pole. Standard domków już na pierwszy rzut oka jest o wiele gorszy niż w części holenderskiej.

Po polskim kempingu dziennikarkę RMF FM oprowadziła Elżbieta Rodenburg z polsko-holenderskiej organizacji "Plon", która pomaga Polakom. Mieszkańcy nie chcą jednak rozmawiać. Tutaj wszyscy się znają, boje się, że stracę pracę - mówi jeden z mężczyzn. Często Polacy przyjeżdżający do pracy w Holandii nie zdają sobie sprawy z tego co ich czeka. Fatalne warunki lokalowe to niestety "zasługa" biur organizujących pracę naszym rodakom. Polacy godzą się jednak na takie zasady, bo jak tłumaczą w kraju tyle nie zarobią.Pensja i tak jest większa, mimo że to stawka minimalna - mówi jeden z mężczyzn.

Mieszkają po dwie, trzy osoby w niewielkich przyczepach. Jak przekonała się nasza korespondentka warunki są urągające. Dziury w ścianach, okna izolowane taśmą klejącą, nie działa toaleta. Zimą można sankami jeździć po ścianach - opowiada jeden z Polaków. Praktycznie nie ma ogrzewania. Jest jeden centralny piec w salonie. Ściany domków są cienkie. Domki nie są ocieplane w żaden sposób i przy temperaturze zerowej ludzie śpią w swetrach, czapkach i rękawiczkach, bo tak jest zimno - dodaje Elżbieta Rodenburg. Wiem, że zimą ludzie ogrzewają rury suszarkami do włosów, bo woda zamarza i brakuje wody - podkreśla.

Każdy z Polaków płaci za łóżko ponad 92 euro tygodniowo. Miesięcznie to nawet 400 euro od osoby. Łatwo obliczyć, ile zarabia biuro pośrednictwa pracy, które "domki" wynajmuje. Na wolnym rynku można bez problemu wynająć mieszkanie za 700 euro. Polacy mieszkają w takich warunkach i nawet nie myślą, żeby wynająć porządny lokal? Mogą to zrobić, ale zaraz stracą pracę - wyjaśnia Elżbieta Rodenburg, która doradza również Polakom w kwestiach prawnych. Biura w pracy tymczasowej w Holandii dosłownie zawłaszczają całą sferę życia pracownika - tłumaczy. Staje się on praktycznie ubezwłasnowolniony - dodaje. Firma zapewnia mu pracę, ale wymaga, aby wynajął wskazane mu mieszkanie i korzystał z transportu firmy. Zarabia na tym podwójnie. Polski pracownik jest w ten sposób praktycznie ubezwłasnowolniony. Do tego dochodzi jeszcze system kar dosłownie za wszystko, np. za brudną szklankę na stole. Kary takie są ściągane bezpośrednio z pensji. Zezwala na to kodeks pracy tymczasowej. Pracownicy mogą się kontaktować ze światem zewnętrznym tylko za pośrednictwem wyznaczonej osoby. W Holandii tego typu polskie getta to codzienność. Wszystko jest legalne lub na pograniczu prawa.

Tolerancyjna Holandia ma problem z ksenofobią?

Dla wielu Holendrów dyskusja w Parlamencie Europejskim będzie szokiem, bo państwo to, jako kraj założycielski UE, nie było wcześniej krytykowane za wrogie postawy wobec obcokrajowców. Bezprecedensowa rezolucja ma wezwać holenderski rząd, żeby potępił antypolski portal i zbadał, czy jego istnienie nie jest sprzeczne z prawem. Taka przynajmniej jest pierwsza wersja dokumentu, nad którym pracują jeszcze eurodeputowani. Przypomnijmy - ksenofobiczny portal założyła holenderska partia Wolności, której szefem jest Geert Wilders. Na stronach portalu można składać skargi na Polaków i innych obywateli Europy Środkowej przebywających w Holandii. Można skarżyć się na złe zachowanie obcokrajowców, ale także na to, że Polak zabrał Holendrowi pracę.

To nie sprawa Parlamentu Europejskiego?

Holendrzy, z którymi rozmawiała w Bredzie dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon, czuli się zakłopotani przygotowywaną rezolucją i reagowali z niechęcią. Portal skrajnie prawicowej partii Geerta Wildersa popiera około 30 proc. Holendrów.

Każdy kraj powinien sam rozwiązywać swoje problemy. Musimy sami się z tym uporać. Europarlament nie powinien się mieszać w nasze sprawy - powiedział starszy mężczyzna.

Polaków jest za dużo - uważa starsza kobieta. Jednak jej znajoma podkreśla: "Tak, ale wykonują prace, których nie chcą się podjąć nasi obywatele". Jeszcze inne zdanie ma mężczyzna, który robił zakupy w supermarkecie. Dobrze, że Europa naciska w tej sprawie, bo rząd nie reaguje - podkreśla.

Do tej pory holenderski rząd nic nie zrobił, aby doprowadzić do zamknięcia portalu Wildersa, twierdząc, że to sprawa partii, a nie rządu. Pierwszym politykiem, który wykazał, że nie jest to prawdą był szef europarlamentu Martin Schultz. Podkreślał, że Partia Wolności jest ugrupowaniem "prawie rządzącym w Holandii".

Dzisiejsza debata w PE może być ostra, chociaż nie będzie takich emocji, na które z pewnością można byłoby liczyć, gdyby pojawił się premier Holandii Mark Rutte. Został zaproszony na dyskusję, ale wykręcił się brakiem czasu.

Rezolucja PE, chociaż nie będzie wiążąca prawnie, jest jednak formą poważnego międzynarodowego nacisku. Będzie ona miała poważne konsekwencje polityczne i gospodarcze dla Holandii - podkreślił eurodeputowany tego kraju Wim van de Kamp z CDA. I jak dodał, nie można wykluczyć, że ucierpi nawet holenderski eksport.

Tulipan to lipa - to nasza odpowiedź na portal nienawiści

Na początku lutego RMF FM i RMF24 uruchomiły akcję "Tulipan to lipa" - była to nasza odpowiedź na holenderski, ksenofobiczny portal. Większość naszych słuchaczy i internautów była zdania, że działalności Partii Wolności nie można zostawić bez odzewu.

Na RMF24.pl umieściliśmy plakat protestacyjny z hasłem "Tulipan to lipa". Mogliście go ściągać, i umieszczać na serwisach społecznościowych. Można go było również wysłać np. do ambasady Holandii lub do szefa Partii Wolności Geerta Wildersa. Przeczytaj o akcji "Tulipan to lipa".

W ten sposób chcieliśmy uświadomić Holendrom, że ich dobrobyt to także zasługa pracy Polaków oraz tego, że kupujemy holenderskie towary w polskich sklepach. Na ksenofobię - odpowiedzieliśmy humorem.

Bez Polaków Holandia może stracić miliardy euro

Z podatków płaconych rocznie przez Polaków do budżetu Holandii wpływa rocznie miliard dwieście tysięcy euro. Gdyby Polacy przestali tam przyjeżdżać, byłby to poważny cios dla holenderskiej gospodarki. Firmy, które teraz zatrudniają Polaków, nie znalazłyby łatwo pracowników. Oznaczałoby to dla nich albo bankructwo, albo przeniosłyby produkcję do krajów spoza Unii.

Całe gałęzie holenderskiej gospodarki są uzależnione od pracy Polaków. To Polacy pracują przy uprawach tulipanów czy hiacyntów. Zatrudniani są w warzywnictwie i ogrodnictwie a także w przemyśle - głównie budownictwie i metalurgii.

Holenderska gospodarka straciłaby miliardy euro, gdyby nas zabrakło. Korzyści dla holenderskiej gospodarki z pobytu Polaków w Holandii oblicza się na prawie 2 mld euro rocznie.

Holenderskie produkty to 4 proc. naszego importu

W zeszłym roku sprowadziliśmy z Holandii towary o wartości prawie 21 miliardów złotych - wynika z ostatnich wyliczeń Głównego Urzędu Statystycznego. To niemal cztery procent całego naszego importu.

Sprowadzamy głównie maszyny - traktory i sprzęt rolniczy. Na następnym miejscu jest chemia i diamenty, które jubilerzy masowo sprowadzają z portu w Amsterdamie.

W ubiegłym roku towary z Holandii bojkotowali Rumuni. To był ich protest przeciwko zablokowaniu przez Holendrów wejścia Rumunii do strefy Schengen. Prezydent Traian Basescu zaapelował wtedy o niekupowanie holenderskich warzyw.

W Rumunii zatrzymano także 15 ciężarówek z cebulkami i nasionami holenderskich tulipanów. Kilka z nich odesłano z powrotem do kraju pochodzenia.