Grzegorz Schetyna próbuje spacyfikować wewnątrzpartyjny bunt w PO. Spotyka się z kolejnymi, nieprzychylnymi mu działaczami i namawia ich na wyciszenie krytyki działań partyjnych władz i porzucenie planów rozłamowych. Trudno jednak orzec, że odnosi wielkie sukcesy.

Zbuntowanych przeciw Schetynie działaczy PO można podzielić na dwie grupy. Pierwsza z nich składa się z rozwiązywanych przez partyjne kierownictwo lokalnych struktur i ich liderów - do niej należą Jacek Protasiewicz, Bożenna Bukiewicz, Stanisław Huskowski czy Stefan Niesiołowski. Drugą grupę można by określić jako Kopaczowco-Tuskowców. Do niej należą przede wszystkim odsuwani na boczny plan politycy z otoczenia Ewy Kopacz - tacy jak Michał Kamiński, Sławomir Nitras, Marcin Kierwiński czy Cezary Tomczyk. Obie te grupy działają ręka w rękę. I wspólnie snują plany dotyczące swej przyszłości. Ta jawi się na razie dość mgliście. Plan podstawowy - wyjście z PO i budowa nowego klubu parlamentarnego - ma jedną, kluczową słabość: brak dobrego sztandaru, przekazu, zawołania, które usprawiedliwiłoby nie tylko odejście z partii, ale i było motorem dla budowania nowego politycznego bytu. Nośność hasła "nie podoba nam się styl Schetyny" nawet dla samych "buntowników" jest zbyt słaba, by dawała dobre wyjaśnienie poszukiwania nowej partyjnej drogi. Plan rezerwowy - wejście do Nowoczesnej Ryszarda Petru, także ma zasadnicze słabości, z których niespecjalny entuzjazm dla przyjmowania rozbitków z PO samego Petru, wysuwa się zdecydowanie na plan pierwszy. Plan trzeci - super-rezerwowy - to plan wyczekiwania na powrót Donalda Tuska. I karmienie się wiarą, że ex-premier będzie potrafił połączyć opozycję pod swym berłem i poprowadzić ją do zwycięstw z PiS-em. Słabością tego planu jest niewiedza, niepewność jak długie będzie oczekiwanie. Bo jeśli Tusk pozostanie szefem Rady Europejskiej na następną kadencję, oznaczać to będzie, że wróci w 2019 roku, czyli już po wyborach parlamentarnych.   

Rozmowy prowadzone przez Grzegorza Schetynę wydają się nie przynosić, przynajmniej na razie, szczególnego sukcesu. Zbuntowani, niechętni i mający za złe Schetynie styl kierowania partią politycy PO pozostają krytyczni. Wszystko do czego są gotowi się dziś zobowiązywać, to powstrzymywanie się od bardziej ostrych słów, wystąpień i działań do 7 maja - czyli dnia wielkiej (przynajmniej w założeniu) opozycyjnej demonstracji w stolicy. Jej sukces może uskrzydlić i wzmocnić partyjnego lidera. Ale nic nie wskazuje na to, by miał ukoić, niechętne mu, nastroje części partii.