Sześć godzin potrwa w sejmie debata na temat działalności rządu Donalda Tuska. To premier sam, osobiście, wystąpi przed posłami. Zapewne skupi się na wskazywaniu sukcesów swojego gabinetu. A jego porażki wypomną dopiero posłowie opozycji - w debacie, którą nie wszyscy już będą śledzić. Podsumujmy je więc, jeszcze zanim dojdzie do debaty.

Co chyba najbardziej bolesne, nie udało się rządowi zreformowanie służby zdrowia, która i dziś, tak jak za rządów poprzedników - pozostaje niedoinwestowana i wciąż boryka się z licznymi protestami. Narodowy Fundusz Zdrowia nie ma pieniędzy, nie mają pieniędzy szpitale, nie ma ich ministerstwo zdrowia. Wszyscy płacący składki mają za to kłopoty z opieka medyczną.

Nie doszło też do zapowiadanej obniżki podatków i jakiegokolwiek uproszczenia systemu podatkowego - gąszcz przepisów wręcz narasta. Wciąż fikcją jest "jedno okienko" mające ułatwić prowadzenie działalności gospodarczej. Nie zreformowany pozostaje grożący krachem system ubezpieczeń społecznych. Nie zniknęły KRUS i obowiązek meldunkowy, nie pojawiły się tak istotne dla premiera liczne przedszkola. Ambitne plany budowy autostrad przesuwane są częściowo na później, podobnie jak realizowanie planu powszechnego dostępu do internetu.

Na pewno nie są też realizacją zapowiedzi Tuska: największy w historii, 52-miliardowy deficyt budżetowy i 13-procentowe bezrobocie; w zapowiedziach i deficyt i bezrobocie miały być poważnie ograniczane.

Zarówno Donald Tusk, jak i Platforma Obywatelska, nieodmiennie cieszą się jednak olbrzymim poparciem społecznym.Nie jest to może cud, zapowiadany dwa i pół roku temu przez premiera, ale sukces niewątpliwy i na miarę rządu. Czyli PR-owski.