Zniewolić to inaczej zmusić kogoś do czegoś przemocą, upodlić, stłamsić, styranizować, zadręczyć, zaszczuć, a nawet dosadniej - zgnoić. Niewolnik to – w zależności od kontekstu historycznego - helota, rab, łagiernik, zek, muzułman.

Heloci (z greckiego "heilotes" - jeniec) - przywiązani do ziemi niewolnicy, byli w starożytności podstawową siłą roboczą na spartańskiej wsi, pracującą na utrzymanie spartiatów. Rab to stara forma oznaczająca niewolnika. Łagiernik to więzień łagru, sowieckiego obozu koncentracyjnego. Zek to więzień gułagu w Związku Sowieckim, skazany na roboty katorżnicze. Muzułman to skrajnie wycieńczony głodem niewolnik w niemieckich nazistowskich kacetach. To są słowa, które można odnaleźć w słownikach synonimów. Za każdym z tych wyrazów kryją się ludzie, skrywa się pojedynczy człowiek. Niestety także dziś, co udowadniają rozmówcy Bogdana Zalewskiego.    

Bogdan Zalewski: W studiu RMF FM na Kopcu Kościuszki gościmy przybyszów z dalekiej Afryki. Moimi rozmówcami są - urodzony w Burundi - ojciec Jean de Dieu Bukuru. Szczęść Boże, ojcze.

Jean de Dieu Bukuru: Dziękuję bardzo. 

Oraz Radosław Malinowski, pracujący razem z ojcem Jeanem w Fundacji HAART Kenya. Panie Radosławie, jaki jest cel waszej fundacji?

Naszym celem jest walka z handlem ludźmi w taki sposób, jak jest to pojęte w definicji Organizacji Narodów Zjednoczonych. Nasza fundacja zajmuje się tylko oferowaniem pomocy ofiarom handlu ludźmi, jak też szkoleniem osób, które są zagrożone tym problemem.

No, właśnie. Jak poważnym problemem są porwania i handel ludźmi w Kenii, w Afryce i na świecie?

Wbrew pozorom jest to bardzo duży problem. Organizacja Narodów Zjednoczonych mówi, że w ciągu każdego roku sprzedaje się nawet około czterdziestu milionów osób rocznie. To jest więcej niż populacja Polski.

Coś niesamowitego.

I co roku czterdzieści milionów ludzi wpada w sidła handlarzy ludźmi. A ja zawsze mówię, że to nie są handlarze ludźmi, to są handlarze śmiercią. Oni mordują, oni zabijają. A kraje takie jak Kenia, zwłaszcza kraje globalnego południa, narażone na ten proceder.

A z jakiego powodu? Chodzi o biedę? O brak reakcji rządów?

To jest kombinacja różnych przyczyn i skutków. Przede wszystkim bieda, ale też rozwarstwienie społeczne, duży wzrost populacji i słaby wzrost gospodarczy, który nie zaspokaja potrzeb populacji i oczywiście słabe rządy prawa.

A jaki jest w ogóle cel tego nieludzkiego procederu, który zgotowali ludzie ludziom?

Cel jest bardzo prosty: pieniądze, duże pieniądze. Na ludziach się zarabia. To się powoli zmienia. Kiedyś za handlowanie kokainą czy za handlowanie bronią szło się do więzienia na całe życie, a za handlowanie ludźmi płaciło się małą karę. A zarobić można naprawdę dużo: kilkaset, kilka tysięcy euro w ciągu tygodnia. I to jest głównym celem tego procederu.

Czyli to są porwania dla okupu?

Nie dla okupu. To są porwania lub manipulacje, bo nie wszystkie osoby są porywane. Niektóre ofiary są łapane w sidła poprzez manipulacje, oszustwa.

Jakiś haczyk?

Dla przykładu: pożyczkę, która jest nieuczciwa, lub po prostu użycie siły. Wozimy tę ofiarę do miejsca, gdzie ona nie zna nikogo, nie zna języka, nie zna środowiska lokalnego i tam ją wykorzystujemy. A celem tego wszystkiego jest przede wszystkim praca przymusowa oraz prostytucja. Ta osoba ma zarobić dla nas pieniądze, dlatego my ją wykorzystujemy w taki sposób, w jaki jest najbardziej produktywna.

To może być jakiś fortel zastosowany wobec tych ludzi?

Tak zazwyczaj jest. Jest fortel, manipulacja, oszustwo. Takim klasycznym przykładem jest, kiedy młody pracownik lub pracownica dostają ofertę pracy w Dubaju. Wyjeżdża z Nairobi. I po przylocie do Dubaju zabiera się takiej osobie paszport, zmusza się ją do pracy, zamyka się ją w środku. Jeżeli to nie poskutkuje, to się ją dodatkowo bije, czasami się używa narkotyków, czasami się gwałci. Zaczyna się stosować środki przymusu, które w końcu wymuszą na ofierze posłuszeństwo.

I ta osoba jest całkowicie ubezwłasnowolniona?

Nie tylko ubezwłasnowolniona. Kradnie się jej czas, kradnie się jej zdrowie. Mieliśmy przypadki kobiet, które wracały ciężko chore i umierały u nas w ośrodku, ponieważ zniszczono im zdrowie do tego stopnia, że kończyło się to śmiercią.

A jak wiele kobiet I dzieci staje się ofiarami handlu ludźmi? Czy są takie szacunki?

Mówi się 70-75 proc. wszystkich ofiar na całym świecie to są kobiety i dzieci. Chociaż liczba mężczyzn wzrasta. Liczba ofiar wśród mężczyzn rośnie z roku na rok.

A jaki był najbardziej drastyczny przypadek, z którym pan się zetknął w swojej działalności? Mógłby pan coś takiego wymienić?

To bardzo trudne pytanie, bo mam strasznie dużo drastycznych przypadków. To mogła być kobieta, matka kilkorga dzieci, która wróciła z postępującym paraliżem, bo zmuszono ją do pracy w fabryce, gdzie nie było środków ochronnych, nie było odzieży ochronnej. I ona powoli, na naszych oczach umierała. To mogła być dziewczynka, która była do tego stopnia gwałcona, że usunięto jej drogi rodne, ponieważ wszystko było zniszczone. To była dziewczynka, która popełniła samobójstwo, bo nie mogła sobie poradzić z tym, co jej zrobiono. Każdy z tych przypadków jest tragedią.   

Jean, ojcze Jean. Kiedy, gdzie i przez kogo był ojciec porwany?

Jean de Dieu Bukuru: Byłem uprowadzony w 1996 roku, przez grupy rebeliantów, które w tym czasie walczyły w Burundi.

Grupy rebeliantów? To było podczas wojny domowej w Burundi pomiędzy Hutu i Tutsi, prawda?    

Tak jest.

Czy to było porwanie dla okupu?

Nie, nie dla okupu. To było tak naprawdę uprowadzenie niewolnicze. Ponieważ porywacze uczynili z nas niewolników. Chcieli, by ludzie na nich pracowali, robili wszystko dla nich, aby gotowali, rozpalali ogień i - jako że było to w dżungli - poszukiwali wody, kopali, nosili dla nich rzeczy i tego typu czynności, dla których nas porwali. Najgorsze było to, że się nad nami znęcali, traktowali nas bardzo brutalnie. Ta grupa była bardzo brutalna. Każdego dnia bili nas i pod każdym względem źle nas traktowali. Maltretowali...

Zamęczali...

Znęcali się po to, by wywoływać w nas strach, byśmy poczuli się jak narzędzia. Jeśli człowiek znajduje się pod taką presją, jeśli działa pod przymusem, zawsze ogarnia go strach. Zostaje zmieniony w narzędzie, aby dało się go używać w taki właśnie sposób.          

Jakie było ojca najgorsze doświadczenie?

To w ogóle było bardzo złe doświadczenie. Po pierwsze, oni przybyli do naszej szkoły, do niższego seminarium. Byliśmy wówczas w dormitorium. Uprowadzili nas ze szkoły, tam nas zatrzymali. Nasza grupa była w wieku od trzynastu do siedemnastu lat. Byliśmy jeszcze młodzi.

Chłopcy.

Wszyscy byliśmy chłopcami jak to w niższym seminarium. Było nas osiemdziesięciu pięciu porwanych tej nocy. To było najgorsze, bo przerwali nasze studia, dojrzewanie jako młodych ludzi. To porwanie to była dla nas trauma. Bili nas i robili z nami te wszystkie złe rzeczy. Jednak najgorsze było to, kiedy grupa moich braci próbowała uciec. Nazywam ich braćmi, bo dzieliliśmy z sobą razem całe nasze życie w niższym seminarium. Modliliśmy się wspólnie. Graliśmy ze sobą jak to chłopcy. Byliśmy jak prawdziwi bracia. I kiedy moi bracia próbowali zbiec, zostali zamordowani. To było najgorsze.

To była droga z raju do piekła, można tak powiedzieć?                     

To dobre określenie.

A jak ojciec zdołał uciec? 

Ta ucieczka była w rzeczywistości jak cud od Boga. Nie wiem, jak to opisać. To było coś nieprzewidywalnego. Moi przyjaciele próbowali uciec i zostali pobici na śmierć na oczach nas wszystkich. To był sposób, aby nam pokazać ...

... jako przykład ...

... tak jest, żeby nikt już więcej nie próbował ucieczki. Oni nie wtajemniczali nas w swoje plany. Wybierali tylko tego lub tamtego z nas. Mówili: idź tam, powiemy ci, co masz robić. Nakazali nam, żebyśmy dźwigali ładunki, zmierzając do granicy Konga. Tak więc musiałem nieść rzeczy, wędrować. Nie wiedzieliśmy, co się może wydarzyć. To byli rebelianci. Byli uzbrojeni. Napotykali oddziały rządowe. Padały strzały. Byli zabici i ranni. Ale to nie był nasz interes. My musieliśmy dźwigać te rzeczy. Tak więc bardzo się baliśmy. Był moment, kiedy wędrowaliśmy dwa dni i dwie noce bez jedzenia i picia. I rebelianci kazali nam się zatrzymać. Podzielili nas na dwie grupy. Jedną skierowali do wioski po żywność, a druga miała pozostać z tyłu. Byłem w tej drugiej. Pierwsza udała się do wioski i powróciła z jedzeniem. A kiedy przybyli, oświadczyli, że nie podzielą się z nami zdobyczą. Powiedzieli, że oni teraz przypilnują rzeczy, które niesiemy, a my pójdziemy po prowiant dla siebie. Kiedy poszliśmy do wioski, wpadł mi do głowy pomysł, to było jak inspiracja: tym razem możesz uciec.

To była najlepsza okazja.

Właśnie. Czułem, że mogę uciec. Ale zaraz pomyślałem, że nie wiem, gdzie jestem, kto kontroluje tę strefę, gdzie mam się udać. Jeśli zostanę pojmany, co się ze mną stanie czy nie zginę marnie. Jednak ten głos nalegał: teraz możesz uciec. Zacząłem biec, zmieniając kierunki i dlatego byłem w stanie im umknąć. Określam to jako cud zesłany przez Boga.

Tak więc, to była ryzykowna, ale najlepsza decyzja.

Tak, najlepsza, bo wciąż żyję.

Kto jest najbardziej narażony na stanie się taką ofiarą? 

Trzeba powiedzieć, że w Afryce są to młodzi ludzie. Dlatego, że panuje bieda, jest bezrobocie. I większość handlarzy ludźmi oferuje propozycje. Przedstawiają się jako porządni ludzie, mający dobre intencje. O, twój syn, czy twoja córka uczy się tutaj, więc możemy zabrać ich do miasta. Tam stworzymy im dobre warunki dalszej edukacji. Albo przychodzą i mówią: o, widzimy, że nie pracujesz, że nie masz płatnej roboty. Jeśli zabierzemy cię do miasta, nawet niekoniecznie do miasta, a do jakiegoś państwa arabskiego, nad Zatoką Perską, dostaniesz dobrą pracę, będziesz prowadził dostatnie życie. Ci ludzie są właśnie potencjalnymi ofiarami.  

Więc to jest rodzaj wodzenia na pokuszenie?

Tak, to jest prawdziwa pokusa wynikająca z problemu biedy i bezrobocia.

Jaka jest różnica pomiędzy współczesnym a dawnym niewolnictwem?

Mówię jako reprezentant Zgromadzenia Misjonarzy Afryki, Białych Ojców. Nasze zgromadzenie zakonne zostało założone w 1868 roku w Algierii i rozpoczęło kampanię przeciwko niewolnictwu. Nasz założyciel kardynał Karol Lavigerie udał się w podróż po europejskich stolicach i przeprowadził kampanię wzywając rządy na kontynencie do pomocy w walce przeciwko niewolnictwu. Jakie były przyczyny, że kardynał - założyciel naszego zakonu - walczył przeciwko temu klasycznemu niewolnictwu? Przede wszystkim dlatego, że uczynienie z człowieka niewolnika to uwłaczanie ludzkiej godności. Dla nas - ludzi wierzących, dla nas - kapłanów, ludzka godność pochodzi stąd, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Tak więc jako kapłani, albo też ci, którzy biorą sobie do serca wiarę w Boga, jakakolwiek forma zniewolenia jest obrazą w obliczu Boga, na którego obraz człowiek został stworzony.

To kwestia duchowa.

To duchowa kwestia, ale jednocześnie sprawa humanitarna. Ponieważ każdy zniewolony człowiek jest częścią zniewolonej ludzkości. To dlatego, jak przypuszczam, przeprowadza pan z nami ten wywiad, że te kwestie nie są tylko nasze, związane z fundacją HAART Kenya. To nie jest sprawa pana Radka i Jeana De Dieu, którzy walczą z handlem ludźmi. Rozmawia pan z nami, bo to jest - jak powiedział papież Franciszek - plaga wymierzona w ludzką godność, naturę człowieka. Nie ma wielkiej różnicy pomiędzy klasycznym niewolnictwem i tym współczesnym. Faktem jest, że kieruje nimi ta sama motywacja, te same pieniądze, a ludzie stają się narzędziami, by inni ludzie mogli na nich zarabiać. Tak więc na gruncie religijnym, na fundamencie humanitarnym jest to ten sam rodzaj zbrodni.                   

Teraz bierze ojciec udział w kampanii WOLNI-NIEWOLNI. Jaki jest jej cel?

Przede wszystkim - tak jak czynił to założyciel naszej kongregacji - podnieść świadomość problemu. Wszędzie, gdzie się pojawiamy, pragniemy uświadamiać ludzi, że współczesne niewolnictwo to nasza rzeczywistość. Po drugie, nie chodzi tylko, żebyśmy lepiej sobie to uświadamiali. Pragniemy, by ludzie zaczęli działać. Aby się zaangażowali w walkę przeciwko obecnemu zniewalaniu ludzi.

By nie tylko być pasywnym. Trzeba aktywności.

Tak, być aktywnym i uczestniczyć w tym, tak jak się potrafi. Większość ludzi nie wie, że to się dzieje. W każdym z czterech ośrodków handlu ludźmi w całej Afryce. W każdym centrum - w zachodniej, północnej, południowej, wschodniej części kontynentu. Na wschodzie - w Nairobi w Kenii. Na północy - w Egipcie i Libii. Na zachodzie - mamy Nigerię. Wszędzie tam z wielu ludzi uczyniono niewolników.

Dzięki ojcze. Panie Radosławie, jeszcze do pana parę pytań. Fundacja HAART działa w Kenii, w Afryce. A ja zastanawiam się nad rolą naszego kraju. W jakim stopniu nasi obywatele są ofiarami handlu ludźmi?

Radosław Malinowski: Kiedyś Polska była przede wszystkim krajem, gdzie rekrutowano ofiary handlu ludźmi. To były lata 90. I do tej pory się rekrutuje. Co jakiś czas słyszymy historię uprowadzonych kobiet do prostytucji, lub mężczyzn i kobiet zmuszanych do pracy na farmach lub w fabrykach na Zachodzie Europy. Ale Polska jest również krajem tranzytowym, gdzie ofiary handlu ludźmi są przewożone głównie ze Wschodu i Południa na Zachód. I - uwaga!- Polska również staje się krajem docelowym. Dla Ukrainy Polska jest krajem numer jeden, jeżeli chodzi o eksploatację ofiar. Również z Afryki coraz więcej osób jest przywożonych tutaj do Polski i jest zmuszanych do prostytucji, do pracy przymusowej.

Myślę, że to dla wielu naszych słuchaczy jest zupełnie nowa wiedza. Pewnie wielu naszych rodaków nie zdaje sobie sprawy z takiego procederu.

Kiedyś CNN prowadziła taką kampanię: "Niewolnicy są wśród nas". To wydaje mi się coraz bardziej adekwatne dla Polski, dla Polaków. Parę lat temu była głośna sprawa sądowa, kiedy małżeństwo z Polski zostało skazane za handel ludźmi. Przywieźli Kenijkę i zmusili ją do prostytucji. Ona pracowała na Rynku Głównym w Krakowie. Tak, że: "oni są wśród nas". Ci ludzie są wśród nas.

Czy są tacy Polacy, którzy biorą udział w takich przestępstwach w Afryce, w Kenii? Jacyś gangsterzy z Polski, jakaś mafia tam działa?

Najczęściej są to niestety turyści, którzy bezwiednie, albo wiedząc o tym, wspomagają ten proceder, korzystając z usług seksualnych, korzystając z różnych dziwnych pośredników. Niektórzy z nich na zasadzie turystów.

Seksturystyka, tak?

Tak. Seksturystyka, wykorzystywanie nieletnich. Poza innymi nacjami, bo broń Boże nie jesteśmy jedynymi, to robią również turyści z Polski.

Pedofilia też?

No, niestety tak. Kenia się stała coraz bardziej popularnym miejscem pedofilów, po tym jak kraje Azji i Dalekiego Wschodu zaczęły zwracać uwagę na ten proceder i zwalczać turystykę wśród pedofilów do tych krajów. Warto o tym pamiętać, że nasze związki z krajami Afryki są większe niż nam się wydaje. I jest coraz więcej przypadków handlu ludźmi tutaj, oraz niestety coraz więcej Polaków w jakiś sposób się wiąże z tym procederem na Czarnym Lądzie.

Warto mieć tego świadomość. Bardzo dziękuję. Moimi i państwa gośćmi byli ojciec Jean de Dieu Bukuru oraz Radosław Malinowski, pracujący razem w Fundacji HAART Kenya.

Dziękujemy.