Przez ponad tydzień w szpitalnym parku w Łodzi leżało ciało 40-letniego
pacjenta. Nikt z personelu tego nie zauważył. Zwłoki znalazł dopiero człowiek,
który przyszedł w odwiedziny do chorego - dowiedziała się sieć RMF.
Dyrekcja szpitala twierdzi, że wszystko było w porządku. Liczba
pacjentów się zgadzała. Mężczyzna, który umarł w rowie został wcześniej
wypisany.
Problem jednak w tym, że pacjent nie opuścił szpitala. W nocy 1 sierpnia w piżamie
sam wyszedł z budynku. Nikt z personelu nie sprawdził, co dzieje się z nim dzieje,
mimo że - jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie - pacjent był chory na epilepsję.