Pielęgniarki z regionu pomorskiego zaostrzyły protest. W siedmiu szpitalach województwa odeszły od łóżek chorych. Nie udało im się zawrzeć porozumienia z dyrektorami placówek oraz osobami odpowiedzialnymi za sytuację w służbie zdrowia w województwie.

W jednym ze szpitali wojewódzkich w Gdańsku (największej placówce na Pomorzu) zgodnie z zapowiedzią siostry miały odejść od łóżek pacjentów na każdym z oddziałów. Jednak pielęgniarki zmieniły zdanie. "Mamy serce i nie możemy pozwolić, by niewinne dzieci czy bardzo chorzy ludzie zostali bez opieki" – powiedziała Grażyna Migoń z Komitetu Strajkowego. Siostry pełnią dyżur na oddziale noworodków i wcześniaków oraz na intensywnej terapii. Pozostałe są puste. Obowiązki sióstr przejęli lekarze. Dzisiaj rano do szpitala przyszło ponad 400 pielęgniarek, czyli wszystkie zatrudnione. Zjawiły się nawet te, które nie miały wyznaczonych dyżurów. "Mamy dość obietnic i mydlenia oczu. Zostaniemy w szpitalu do skutku, aż dyrektor zagwarantuje nam podwyżkę 300 złotych brutto" - powiedziały protestujące. Dyrektor jednak rozkłada ręce. Twierdzi, że ma tyle pieniędzy, ile dostanie od kasy chorych. Jak powiedział szef szpitala wojewódzkiego Bogdan Borucki negocjacje z kasą w sprawie tegorocznego kontraktu wciąż trwają. "Choć część pielęgniarek dyżuruje, obawiamy się nagłych i przykrych sytuacji" - dodał. Pielęgniarki rozwiały jednak obawy szefa gdańskiego szpitala. "Tam gdzie jest minimalne zagrożenie życia, tam są pielęgniarki. Nikt nie weźmie na swoje sumienie śmierci człowieka" - powiedziała jedna z protestujących. Akcja została zorganizowana tak, aby nie dopuścić do dramatycznych sytuacji. Podobna sytuacja panuje w szpitalu przemysłowym, zakaźnym, psychiatrycznym, na gdańskiej Zaspie, w Wejcherowie oraz miejskim w Gdyni.

foto RMF FM

12:50