Naukowcy nauczyli się podsłuchiwać mózg, są w stanie rozpoznać, jakie słowa mamy na myśli. Ich odkrycie może pomóc na przykład osobom sparaliżowanym, cierpiącym na tak zwany zespół zamknięcia. To stan, w którym pacjent jest całkowicie przytomny i świadomy, nie może jednak mówić. Kontaktuje się ze światem zewnętrznym tylko przez mruganie powiekami, bądź ruch oczu. Jak pisze we wrześniowym numerze czasopismo "Journal of Neural Engineering", są szanse, że w przyszłości będzie można takim osobom pomóc.

Naukowcy z Uniwersytetu Utah pokazali, że przy pomocy kilkunastu elektrod przyłożonych do mózgu, można odebrać sygnały a potem z dużym prawdopodobieństwem zidentyfikować słowa, które pacjent chce wypowiedzieć. Badania przeprowadzono u pacjenta, cierpiącego na epilepsję, u którego trzeba było odsłonić fragment mózgu, by poznać, gdzie dochodzi do niekontrolowanych wyładowań elektrycznych. Przy okazji przyłożono mu do mózgu w obszarze mowy dwie sieci mikroelektrod i poproszono, by w myślach odczytywał 10 prostych słów (np. tak, nie, zimno, gorąco, mniej, więcej itd.).

Sygnały emitowane w trakcie tego odczytywania zostały zapisane i posłużyły do prób identyfikacji słów, które badany miał "na myśli" w dalszej części eksperymentu.

Kiedy na podstawie samego sygnału rozpoznawano, czy chce potem powiedzieć na przykład "tak", czy "nie", dokładność siegała 90 procent. Gdy próbowano ocenić, które z dziesieciu słów ma na myśli, dokładność była mniejsza, do 50 procent. Na razie nie pozwoli to jeszcze do wykorzystania komputerowego syntezatora mowy, ale badacze z Utah są przekonani, że będą w stanie dokładność swej metody zwiekszyć, choćby przez wykorzystanie większej sieci elektrod pomiarowych. Podstawowym problemem pozostaje też konieczność otwierania czaszki pacjenta, przed rozpoczęciem badań klinicznych na wiekszej grupie osób trzeba poszukać mniej inwazyjnej metody odczytywania sygnału.