Międzynarodowa ekipa naukowców i inżynierów nie zdołała ochronić Ziemi przed groźną planetoidą. Ich działania przyczyniły się tylko do zmiany miejsca jej uderzenia. Niekoniecznie na lepsze. Fragmenty planetoidy 2019 PDC zamiast na Denver spadły na Nowy Jork. I zrównały miasto z ziemią. Na szczęście owa katastrofa była tylko częścią zorganizowanych przez NASA ćwiczeń. Ich wynik pokazał, że nawet jeśli dowiemy się o zagrożeniu z długim, sięgającym ośmiu lat uprzedzeniem, możemy nie być w stanie mu zapobiec.

Międzynarodowa ekipa naukowców i inżynierów nie zdołała ochronić Ziemi przed groźną planetoidą. Ich działania przyczyniły się tylko do zmiany miejsca jej uderzenia. Niekoniecznie na lepsze. Fragmenty planetoidy 2019 PDC zamiast na Denver spadły na Nowy Jork. I zrównały miasto z ziemią. Na szczęście owa katastrofa była tylko częścią zorganizowanych przez NASA ćwiczeń. Ich wynik pokazał, że nawet jeśli dowiemy się o zagrożeniu z długim, sięgającym ośmiu lat uprzedzeniem, możemy nie być w stanie mu zapobiec.
Zdjęcie krateru Manicouagan w kanadyjskiej prowincji Quebec przypomina o tym, że zagrożenie ze strony planetoid jest realne /International Space Station /Materiały prasowe

Uczestnicy Planetary Defense Conference, odbywającej się w ubiegłym tygodniu w College Park na przedmieściach Waszyngtonu analizowali możliwości reakcji na tego typu zagrożenie już po raz czwarty. Podczas wcześniejszych ćwiczeń nie byli w stanie powstrzymać zniszczenia francuskiej Riwiery w 2013 roku, ani Dhaki w 2015 roku, poradzili sobie lepiej dwa lata temu, gdy ochronili przed kataklizmem Tokio. Tym razem reagowali na ogłoszony w ubiegły poniedziałek scenariusz, zgodnie z którym odkryta w marcu planetoida zagrażała Ziemi w kwietniu 2027 roku. 

Scenariusz ćwiczeń, przygotowany przez inżyniera NASA, Paula Chodasa przewidywał, że planetoida  2019 PDC miała według pierwszych obserwacji od 100 do 300 metrów średnicy, a ryzyko uderzenia w Ziemię 29 kwietnia 2027 roku sięgało 1 proc. 200 naukowców i inżynierów m.in. z USA, Europy, Rosji, Chin i Japonii miała zaplanować działania, które mogłyby nas przed katastrofą ochronić. Każdego kolejnego dnia konferencji symulacje przynosiły przy tym kolejne, bardziej precyzyjne informacje o zagrożeniu i skutkach proponowanych działań. 

W kolejnych etapach scenariusza doprecyzowano trajektorię groźnej planetoidy na tyle, że ryzyko uderzenia można było ocenić jako sięgające najpierw 10 proc., a potem 100 procent. W ocenie zagrożenia pomogła misja kosmiczna zrealizowana w 2021 roku. Po analizie jej wyników okazało się, że miejscem upadku będzie Denver w stanie Kolorado. 

Kraje uczestniczące w symulacji podjęły decyzję o wysłaniu w stronę 2019 PDC sześciu pojazdów kosmicznych, które uderzając w kosmiczną skałę miałyby zmienić jej trajektorię tak, by ominęła Ziemię. Konieczność budowy odpowiednich pojazdów i czekania na właściwe okno startowe sprawiła, że do uderzeń mogło dojść dopiero w sierpniu 2024 roku. Trzy z pojazdów zdołały faktycznie uderzyć w planetoidę, ale efekt ich działania był daleki od oczekiwań. Zasadniczą część planetoidy faktycznie udało się zepchnąć z groźnego toru, jednak oddzielony od niej odłamek wszedł na jeszcze groźniejszą trajektorię, zmierzającą w stronę wschodniego wybrzeża USA. 

Podczas poprzednich ćwiczeń udało się uratować Tokio z pomocą bomby jądrowej, tym razem jednak propozycja podobnego działania wobec 60 metrowego odłamka utknęła w politycznych sporach. Na 6 miesięcy przed prognozowanym uderzeniem okazało się, że zamiast Denver miejscem upadku będzie ponad 10-krotnie ludniejszy Nowy Jork. 

Dwa miesiące przed upadkiem potwierdzono, że miasto zostanie całkowicie zniszczone. Obliczenia pokazały, że planetoida wejdzie w atmosferę z prędkością 69 tysięcy km/h i wybuchnie 15 km nad Central Parkiem. Energia tego wybuchu ma być 1000 razy większa, niż energia bomby jądrowej, która zniszczyła Hiroshimę. Zdaniem naukowców w promieniu 15 km nic takiego wybuchu nie przetrwa, a szyby w oknach zostaną wybite nawet w promieniu 68 km. Jedyną reakcją na taki rozwój wypadków może być tylko ewakuacja. Problem w tym, jak w tak krótkim czasie ewakuację tak wielu osób przeprowadzić. 

Uczestnicy ćwiczeń zwracają też uwagę na inne problemy, choćby odpowiedzialność za zniszczenia, do jakich próby przeciwdziałania niebezpieczeństwu mogą doprowadzić. W przypadku Denver liczącego ponad 700 tysięcy mieszkańców i Nowego Jorku zamieszkanego przez ponad 8 milionów bilans strat w wyniku takich działań gwałtownie się zwiększa. Pojawia się więc uzasadnione pytanie, kto za to zapłaci. 

Astronomowie przyznają, że niebezpieczeństwo tak gigantycznej katastrofy jest w praktyce bardzo małe, ale nie można nie brać go pod uwagę i trzeba rozważać możliwe scenariusze, by lepiej przygotować się na taką ewentualność. Kluczowe znaczenie ma zwiększenie zdolności wczesnego wykrywania takich obiektów, przewidywania ich trajektorii i ewentualnego miejsca upadku oraz ewentualnego niszczenia lub zepchnięcia z groźnej orbity. Doświadczenie obecnych ćwiczeń potwierdza, że trzeba też przewidzieć i zaplanować ewakuację ludzi z miejsca uderzenia.