Niepewność co do zakresu przyszłych zmian klimatycznych można znacznie zmniejszyć, jeśli przeprowadzi się analizę zmian temperatury zachodzących na bieżąco, rok do roku - przekonuje na łamach czasopisma "Nature" zespół brytyjskich naukowców. Wyniki ich najnowszych badań wskazują, że tak zwana wrażliwość klimatu na dwukrotny wzrost ilości dwutlenku węgla w atmosferze jest mniejsza, niż do tej pory przypuszczano. Najczęściej cytowane prognozy wskazywały, że podwojenie zawartości CO2 w atmosferze w stosunku do czasów przed okresem uprzemysłowienia doprowadzi do podniesienia się średniej temperatury od 1,5 do 4,5 stopni Celsjusza. Dziś wydaje się, że najgorszy scenariusz się nie sprawdzi. Najlepszy niestety też nie.

Niepewność co do zakresu przyszłych zmian klimatycznych można znacznie zmniejszyć, jeśli przeprowadzi się analizę zmian temperatury zachodzących na bieżąco, rok do roku - przekonuje na łamach czasopisma "Nature" zespół brytyjskich naukowców. Wyniki ich najnowszych badań wskazują, że tak zwana wrażliwość klimatu na dwukrotny wzrost ilości dwutlenku węgla w atmosferze jest mniejsza, niż do tej pory przypuszczano. Najczęściej  cytowane prognozy wskazywały, że podwojenie zawartości CO2 w atmosferze w stosunku do czasów przed okresem uprzemysłowienia doprowadzi do podniesienia się średniej temperatury od 1,5 do 4,5 stopni Celsjusza. Dziś wydaje się, że najgorszy scenariusz się nie sprawdzi. Najlepszy niestety też nie.
Grenlandia /PAP/Newscom

Badacze z University of Exeter i Centre of Ecology and Hydrology postanowili oderwać się od analizy wcześniejszego przebiegu procesu ocieplenia klimatu i skoncentrować na obserwacji bieżących zmian średniej globalnej temperatury. To pozwoliło znacznie zmniejszyć zakres możliwych wartości wrażliwości klimatu i dzięki temu zwiększyć dokładność przewidywań konkretnych skutków tego procesu. Większość badań klimatycznych sprowadza się do badania ogólnych trendów i porównywania ich z przewidywaniami modeli klimatycznych, jednak to właśnie analiza zmian rok do roku może nam powiedzieć o wieloletnich tendencjach znacznie więcej - mówi współautor pracy, prof. Chris Huntingford z Centre for Ecology and Hydrology. 

Jeśli potraktujemy ocieplenie klimatu jako naciąganie sprężyny z pomocą konkretnego ciężaru, to możemy rozumieć wrażliwość klimatyczną jako swego rodzaju współczynnik sprężystości - tłumaczy pierwszy autor, prof. Peter Cox z University of Exeter. By odnieść obserwowane globalne ocieplenie do wrażliwości klimatu, musielibyśmy znać zarówno oddziałującą na sprężynę siłę, jak i to jak łatwo się pod działaniem tej siły wydłuża. Niestety nie znamy wystarczająco dokładnie ani jednego, ani drugiego - dodaje. 

Przez ostatnich 25 lat uznawano, że prawdopodobna wrażliwość klimatu, liczona na podstawie historycznych zapisów temperatury, mieści się w granicach od 1,5 do 4,5 stopni Celsjusza. Najnowsze obliczenia, które wykonał Mark Williamson, doktorant z University of Exeter, pozwoliły zmniejszyć ten przedział nawet o 60 proc. Na tej podstawie autorzy pracy wskazują, że wrażliwość klimatu na podwojenie ilości CO2 w atmosferze wynosi 2,8 +/- 0,6 stopnia Celsjusza. To oznacza, że średnia temperatura w takich warunkach może się podnieść o 2,2 do 3,4 stopnia Celsjusza. 

Wyniki naszej pracy praktycznie wykluczają najbardziej pesymistyczny, ale też najbardziej optymistyczny scenariusz zmian klimatycznych - podkreśla prof. Cox. Dzięki temu lepiej wiemy, co przed nami. Wrażliwość klimatu jest na tyle duża, że musimy podjąć działania, ale nie na tyle duża, by na skuteczne uniknięcie niebezpiecznych zmian klimatu było już za późno - mówi. 

Jak się szacuje, od początku ery uprzemysłowienia we wczesnym okresie XIX wieku do współczesności koncentracja dwutlenku węgla w atmosferze wzrosła niemal o połowę, z 280 ppm (części na milion) do 407 ppm. Porozumienia klimatyczne z Paryża postulują, by ograniczyć emisję gazów cieplarnianych na tyle, by nie dopuścić do podniesienia się średniej temperatury na koniec bieżącego stulecia powyżej 2 stopni Celsjusza, a najchętniej 1,5 stopnia. Opublikowane właśnie nowe szacunki zwiększają szanse, że będzie to możliwe, choć - jak podkreślają autorzy - absolutnie nie zdejmują z nas presji związanej z koniecznością szybkiego działania. 

Badacze przyznają, że ich model nie uwzględnia możliwości, że do zmian klimatycznych przyczynią się jakieś dodatkowe procesy na samej Ziemi. Tymczasem takie punkty zwrotne mogą doprowadzić do bardziej gwałtownych przemian. Wstrzymanie prądu zatokowego, topnienie bogatych w węgiel obszarów wiecznej zmarzliny, czy zmniejszanie się lodowców na Grenlandii i Antarktydzie mogłoby zakłócić całe równanie. I nie byłaby to zmiana na naszą korzyść. 


(mpw)