Po ośmiu dniach nowego roku łódzkie pogotowie ratunkowe wyczerpało limit środków przeznaczonych na pierwszy kwartał. Powody są dwa - konieczność wyjazdów do wszystkich wezwań i... sroga zima. W Łodzi od początku roku karetki pogotowia wyjechały ponad 2500 razy, a w ambulatorium lekarze ratowali życie i zakładali gipsy prawie 2000 pacjentów. Te liczby można porównać do liczby przyjęć wielkiego szpitala.

Brak pieniędzy wynika z niekorzystnego kontraktu, a w tym roku jest on jeszcze bardziej niekorzystny. Dyrektor pogotowia mówi, że stawki za konkretne usługi są z roku na rok coraz mniejsze. Bogusław Tyka oblicza, że stacja dostaje od kasy 2,5 miliona złotych na miesiąc, z czego 2 miliony powinny iść na ZUS i płace dla pracowników. Okazuje się, kasa nie ceni naszego zdrowia zbyt wysoko – nasza reporterka przeanalizowała wraz dyrektorem Tyką stawki za poszczególne usługi. I tak kiedy pacjenta zaboli ząb, za jego wypełnienie kasa zapłaci pogotowiu 13 groszy. Za leczenie złamanej nogi czy ręki, pogotowie dostanie niecałe 2 złote. „Liczy się to w ten sposób, że 156 pacjentów naszej łódzkiej Regionalnej Kasy Chorych nogi nie złamie, a pieniądze, które zostaną zaoszczędzone będą przelane na poszkodowanego pacjenta” – mówi Tyka. W tej sytuacji nietrudno się dziwić, że pogotowie miało w ubiegłym roku ogromny dług. Szef pogotowia podkreśla, że duzo pracy dostarczają stacji lekarze pierwszego kontaktu, kierujący pacjentów do pogotowia z prawdziwymi drobiazgami. Chcą w ten sposób oszczędzić swoją pulę środków. Niestety, kosztem pacjentów...

foto RMF

03:25