Wszyscy znamy żarty o mrówce i słoniu. Okazuje się, że mały owad faktycznie może zadrzeć z potężnymi zwierzętami i np. zmusić je do zmiany zwyczajów żywieniowych. O takim właśnie przypadku piszą na łamach "Science" naukowcy z University of Florida i University of Wyoming. To historia z sawanny w rezerwacie Ol Pejeta Nature Conservancy, gdzie inwazyjne mrówki wyparły miejscowe i doprowadziły do prawdziwej rewolucji w tamtejszym ekosystemie.

Praca jest owocem badań prowadzonych w terenie przez ponad trzy dziesięciolecia. Wykorzystywano przy tym coraz bardziej nowoczesne techniki i narzędzia, od fotopułapek, przez obroże z lokalizatorem, po modelowanie matematyczne. Na podstawie tych obserwacji analizowano zachowanie i wzajemne oddziaływanie roślin i zwierząt, w tym drzew akacji, mrówek, słoni, lwów, zebr i bawołów. Pierwotnie występujące tam mrówki żyły w symbiozie z akacjami. Drzewa dawały im możliwość budowy gniazd i wyżywienia, one w zamian broniły ich liści przed roślinożercami, choćby słoniami. Dzięki temu drzew było względnie wiele i kryjące się w ich cieniu lwy miały dobre możliwości polowań na ulubione zebry. 

Kilkanaście lat temu inwazyjne mrówki z gatunku Pheidole megacephala doprowadziły tam jednak  do zmiany porządków. Nowy gatunek mrówek wyparł poprzedni, ale nie zawracał sobie głowy chronieniem drzew. Drzewa uschły, ich korony nie dają już osłony lwom, których szanse na skuteczne polowanie na zebry gwałtownie spadły. Teraz próbują polować na bawoły, ale to dużo trudniejsze. 

Mali najeźdźcy w tajemniczy sposób naruszyli więzy trzymające ład w tym ekosystemie, określające kto, kogo i kiedy zjada -  mówi współautor pracy, prof. Todd Palmer z Department of Biology UF. 

Na początku XXI w. Palmer opublikował prace tłumaczące ówczesne zasady współistnienia roślin i zwierząt na tym terenie. To wtedy zaobserwował wraz ze współpracownikami, że miejscowe mrówki żyją tam w symbiozie z drzewami akacji. Okazało się, że mrówki w odpowiedzi na drgania sygnalizujące, że jakiś roślinożerca zagraża ich macierzystej akacji, rzucały się by go odpędzić. Takie zgromadzenie mrówek na gałęziach skutecznie zniechęcało np. słonie i drzewa miały się dobrze. Tak silny wpływ mrówek był dla nas zaskoczeniem. Okazało się, że dzięki nim akacje były w stanie utrzymać się na terenie, gdzie potężnych roślinożerców nie brakuje - dodaje Palmer. 

Najnowsza praca pokazała jednak, że w ciągu minionej dekady sytuacja się zmieniła. Pojawiła się na tym terenie inwazyjna mrówka z gatunku, Pheidole megacephala, która atakowała miejscowe mrówki, nie dając przy tym żadnej ochrony drzewom. Słonie zniszczyły akacje, a lwy, wykorzystujące do tej pory ich cień do ukrywania się, nagle miały znacznie mniejsze możliwości polowania na zebry. 

Nie tak rzadko okazuje się, że to małe organizmy rządzą światem. Gdy te mrówki pojawiły się koło 15 lat temu nikt nie zwracał na nie uwagi, bo nie zagrażały zwierzętom i człowiekowi. Teraz widzimy, że są w stanie przekształcić te tereny w katastrofalny sposób - podkreśla Palmer. 

Lwy próbują sobie w tej sytuacji jakoś radzić. Częściej podejmują próby polowania na bawoły. Te zwierzęta jednak, jako znacznie większe i groźniejsze, nie są łatwym łupem.