Zwierzęta lądowe rosły przez 35 milionów lat po zagładzie dinozaurów, a potem... przestały. Pokazują to wyniki badań, przeprowadzonych pod kierunkiem naukowców z Uniwersytetu Nowego Meksyku w Albuquerque, które publikuje dziś czasopismo "Science". Największy z lądowych ssaków, krewny nosorożców, Indricotherium transouralicum osiągnął w okresie największego rozkwitu wagę około 17 ton.

Po zagładzie dinozaurów, do której doszło około 65 milionów lat temu w wyniku uderzenia w Ziemię potężnej asteroidy, małe organizmy, które przetrwały, zyskały możliwość niemal nieograniczonego rozwoju. Badania skamieniałości z Afryki, Europy, Azji i Ameryki Południowej pokazują, że te drobne zwierzęta, ważące od 10-ciu do 100 gramów wszędzie rozwijały się w mniej więcej tym samym tempie, by 30 milionów lat temu osiągnąć równowagę.

To wtedy najpotężniejsze ze zwierząt roślinożernych osiągnęły masę kilkunastu ton, by nigdy już jej nie przekroczyć. W tym czasie drapieżne ssaki, które musiały zużywać dużo więcej energii dla zdobywania żywności, zwiekszyły swoją masę do około jednej tony. Jak się przypuszcza dalszy wzrost zwierząt zahamowały problemy z chłodzeniem. Ssaki nie mogły dalej rosnąć, gdyż ich stałocieplny organizm nie mógłby skutecznie odprowadzać energii. Pod tym względem, zmiennocieplne dinozaury, mogły sobie pozwolić na więcej.